DT 31 grudnia 2014

Dmytro Tymczuk

Bracia i siostry, podsumowanie 2014 roku

Mijający rok otworzył klatkę piersiową Ukrainy, zmuszając ją do tego, by dotknęła świata bezbronnym, otwartym sercem. Nie mamy już sił na połowiczne uczucia i tonacje. Mamy siły wyłącznie na miłość i nienawiść. Jednak zarówno ta pierwsza, jak i ta druga są przejmująco szczere.

 

Złe wieści:

  1. Upadek dyktatury Janukowycza, mający miejsce ubiegłej zimy, nie doprowadził do całkowitego „resetu” państwa.

Ludzie u władzy, schematy korupcyjne, a w dużym stopniu również świadomość poszczególnych współobywateli – to wszystko już było, nic się nie zmienia. Nareszcie jesteśmy narodem, ale pasożyty przeszłości jeszcze niszczą korzenie nacji.

Najgorsze jest to, że wielu Ukraińców nie odczuwa, iż władze, które sami sobie wybrali po Majdanie, reprezentują naród. Konsekwencją tego jest brak zaufania do władz, a przecież każdy rozumie, że tylko zaufanie może spowodować chęć „zaciskania pasa” i przetrwania ciężkich, ale koniecznych reform.

Nie ma wątpliwości, że gdyby dzisiejsza władza wykonawcza od pierwszych dni pokazała, że w sposób bezkompromisowy walczy z korupcją oraz innym brudnym „dziedzictwem przeszłości”, gdyby odrzuciła wszystkie zakulisowe gry i intrygi, a zamiast permanentnego ględzenia zdecydowanie działałaby na Donbasie, ‒ zwykli Ukraińcy udzieliliby kredytu zaufania, koniecznego do przeprowadzenia reform. Tak się nie stało. To bardzo źle.

 

  1. Na pewien czas straciliśmy Krym.

Teraz mówimy, że w marcu tego roku, w warunkach porewolucyjnej Ukrainy nie można było zorganizować czynnego oporu i zapobiec okupacji półwyspu. To prawda. Jednak należy też pamiętać, iż aneksja Autonomicznej Republiki Krymu rozpoczęła się na długo przed Majdanem. Najważniejszymi kartami przetargowymi Kremla były tu: wpływ mediów, kształtowanie opinii publicznej na Krymie, propaganda i agitacja. Gdyby nie narkotyzujące działanie propagandy i bezczynność Kijowa na froncie informacyjnym, trwająca przez wszystkie lata niepodległości Ukrainy, Moskwa nie miałaby żadnych szans na pozyskanie Krymu.

Jest to bardzo bolesna lekcja na przyszłość, jednak wnioski z niej musieliśmy wyciągnąć wczoraj.

Nie mam wątpliwości, że półwysep wróci pod jurysdykcję Ukrainy. W ukraińskiej armii mówią jednak: „pod lejtnantem, który leży bezczynnie, koniak nie płynie”. Musimy działać – właśnie na froncie informacyjnym, równolegle szykując zasoby do odebrania – także siłą – terenów okupowanych.

 

  1. Działania wojenne na Donbasie.

Zobaczyliśmy prawdziwą twarz naszego „przyjaciela” – Rosji. W imię chorych ambicji gospodarza Kremla Rosja zalała naszą ziemię krwią naszych braci. Tragedia jednak polega nie tylko na tym, że Putin jest krwawym maniakiem. Tragiczne jest to, że absolutna większość Rosjan wiwatuje i cieszy się z powodu tej krwawej jatki i modli się do swego fuhrera – wariata. Dziś Rosjanie są nacją, znarkotyzowaną przez wspomnianą wyżej propagandę osób, pozbawionych zdrowego rozsądku. Wyjście z tego stanu będzie bardzo bolesne. Tam tylko jednostki zasługują na miano ludzi.

Mówiąc w ten sposób, ani przez chwilę nie uważam się za rusofoba. Mam pełne prawo do tego, żeby Rosjan określać właśnie w ten sposób. Urodziłem się w Rosji, więc z bólem i rozpaczą obserwuję tę apoteozę szaleńczej drapieżności oraz samobójczej ślepoty swej ojczyzny (pisząc „ojczyzna” celowo używam małej litery, ponieważ za prawdziwą Ojczyznę dumnie uważam Ukrainę – kraj, skąd pochodzą moi miłujący wolność przodkowie).

Złe jest również to, iż nie ma nawet cienia zakończenia wydarzeń na Donbasie – Putin się nie wycofa. Wszelkie „rozmowy pokojowe” – to tylko iluzja. Udając stabilizację sytuacji na Donbasie (wyłącznie po to, by spróbować osłabić sankcje Zachodu, wymierzone przeciwko Rosji), Kreml przerzuca swe krwawe show do innych regionów Ukrainy. W najbliższym czasie zagrożenie terrorystyczne ze strony piesków Moskwy będzie wzrastało – i we wszystkich zakątkach naszego kraju. Niestety, nie mamy, co się spodziewać rychłego zakończenia tej podłej wojny Federacji Rosyjskiej przeciwko nam.

To jest ta godzina, kiedy linia frontu nie biegnie już przez Donbas, ale przez cały kraj. Każdy Ukrainiec jest żołnierzem na tym froncie. Jakkolwiek dumnie to zabrzmi, ale zwycięstwo zależy od każdego z nas.

 

Dobre wieści:

  1. Majdan zwyciężył.

Mogliśmy przez wiele lat opiewać niepodległość Ukrainy, gadać o samoidentyfikacji i tożsamości, spierać się o miejsce naszego kraju na świecie. Cóż, bez Majdanu Ukraina nadal byłaby smutnym odłamkiem Związku Sowieckiego, dzieckiem ZSRR, zmarłym tuż po porodzie. Majdan tchnął w Ukrainę duszę.

Mówią, że Majdan pokazał coś całemu światu. Myślę, że chodzi nie o świat, lecz o nas samych. Ukraińcy sami sobie odpowiedzieli na najważniejsze pytanie „postsowieckie”: czy są niewolnikami, czy też są gotowi do tego, by budować wolny kraj wolnych ludzi? Odpowiedź była dumna, przekonująca i robiąca wrażenie. Taka odpowiedź każe kroczyć w jednym kierunku – do przodu. Chociażby w imię nieśmiertelnych Bohaterów Niebiańskiej Sotni.

 

  1. Wydarzenia na Donbasie i na Majdanie były tragiczne, jednak przy tym wyszły na jaw najlepsze cechy Ukraińców.

Pierwsza z nich – to niekończąca się i bezgraniczna miłość do swego kraju. Ochotnicy, wolontariusze, bohaterowie w mundurach Sił Zbrojnych i Gwardii Narodowej – to wszystko są przedstawiciele jednego Legionu, a imię mu – Patrioci. Nie wiem, czy Ukraina może istnieć bez ropy i gazu, ale gdyby nie patriotyzm – zginęłaby na pewno. To państwo oraz jego synowie i córki są godni tego, żeby być z nich dumnym.

Czy może rzucić taki kraj na kolana jakiś pojedynczy schizofrenik, będący głową ogromnego państwa, mający niezliczoną armię, trzymający za pazuchą kij z bronią jądrową? Sądzę, że jest to pytanie retoryczne.

 

  1. Przetrwaliśmy.

Nie tylko w sensie wojskowym, ale też gospodarczym. Były wszelkie przesłanki ku temu, żeby Ukraina zbankrutowała, spadła w przepaść gospodarczą. Ukraina się cofnęła, ale nie spadła. Stoimy jeszcze na skraju przepaści, jednak w sercach Ukraińców żyje nadzieja na to, że dzień jutrzejszy będzie lepszy od tego, który mija. To jest najważniejsze.

 

  1. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Agresja Rosji zmusiła nas do działania, zajęliśmy się tym, czym należało się zająć wiele lat temu.

Dbamy o dywersyfikację w dostawach energii, zmniejszamy zależność gospodarczą od Rosji, w końcu uczymy się działać samodzielnie, nie słuchając, co na to nasz „Wielki Brat”.

Na całym świecie te działania są określane jako „obrona interesów narodowych i bezpieczeństwa narodowego”. Z ogromnym opóźnieniem i nie bez powodu (bądź co bądź, tragicznego), ale wreszcie zaczęliśmy dbać o swoje interesy.

 

  1. Zrozumieliśmy, że nie jesteśmy sami.

Po długich namysłach Europa i USA dali takiego klapsa gospodarce rosyjskiej, że ona odczuła to dość boleśnie. Nie możemy nie doceniać tych kroków Zachodu. Trzeba też brać pod uwagę, jak bardzo gospodarka i energetyka Europy są związane z FR. Bierzmy pod uwagę także mocne lobby Moskwy na Zachodzie. Należy też uwzględnić to, że Ukraina, apelująca do świata o ukaranie Rosji za agresję, sama jakoś nie bardzo się rusza, żeby to uczynić. Ukraina nadal aktywnie handluje z Rosją, w ONZ dotychczas nie ma dokumentu ukraińskiego, oskarżającego FR o agresję (tam jest tylko nagranie ustnego oświadczenia stałego przedstawiciela Ukrainy w ONZ).

Musimy doceniać wszelkie kroki naszych partnerów zagranicznych, popierających nas. To właśnie jest owo ramię, którego oparcia tak bardzo dziś nam potrzeba.

…Przyjaciele, Bracia i Siostry! Składam serdeczne życzenia z okazji zbliżającego się Nowego Roku! Niech przyniesie on nam to, na co mamy nadzieję i w co wierzymy dziś. Życzę sukcesów wam i waszym rodzinom, powodzenia – każdemu, sprawiedliwości – wszystkim, a naszej ziemi – długo oczekiwanego pokoju i rozkwitu!

Szczęśliwego Nowego Roku! I – Chwała Ukrainie!