Ciosku
Przepraszam, że odpowiadam dopiero teraz…Z czasem u mnie ostatnio nie jest najlepiej…
Czytam właśnie uważnie Twój post i pierwsze, co rzuciło mi się w oczy
cios pisze:Teraz naprawdę czuję sie ok tylko te pąsy.
No i teraz pytanie do Ciebie (oczywiście odpowiedzieć powinnaś jedynie sobie, tak w duszyczce): Czy Twoje samopoczucie jest na tyle złe, że chcesz je poprawić, czy masz ochotę i siłę, żeby spróbować zmienić je na lepsze?
Jeżeli teraz czujesz się dobrze, to zmiany
mogą nie być u Ciebie niezbędne.
Jeżeli jednak nie jest dobrze, to trzeba powalczyć o siebie. Powtórzę za moim ginkiem:”
Kobieta przy dobrze dobranej terapii ma kwitnąć”.
Zatem pytałaś, co powinnaś powiedzieć lekarzowi?
No cóż, mogę jedynie napisać, co ja bym powiedziała.
Otóż oczywiście trzeba zacząć od tego, że nie czujesz się dobrze i wymienić objawy (oczywiście objawy zależne od hormonów, bo to różnie bywa interpretowane). Potem pora na „okazanie” wyniku. No i tutaj koniecznie trzeba powiedzieć, że miałaś przez jakiś czas obniżoną dawkę i wtedy
czułaś się jeszcze gorzej (to pozwoli lekarzowi ocenić wpływ dawki hormonów na Twój organizm), zapytać, czy widzi szansę podniesienia poziomu do około
50 pg w surowicy.
Taki poziom jest zalecany przez PTMiA oraz PTG.
Tylko sama wiesz, Ciosiu, że taka rozmowa wymaga mistrzowskiego taktu (a ja doskonale wiem, jaka z Ciebie mistrzyni ;) …). Rozmawiamy z fachowcem i to on jest tutaj szefem…Narzucić nic się nie da…Ale partnerstwo wskazane…Wiele zależy od sytuacji i relacji pacjent – lekarz…Mnie nieco trudno o tym pisać…Dobrze jest opowiedzieć o swoich oczekiwaniach, oczywiście realistycznych. O terapii decyduje co prawda lekarz, ale
wspólnie z pacjentką. Twój komfort jest tu najważniejszy i jest pierwszoplanowym celem terapii!
A teraz może kilka argumentów, którymi można się podeprzeć w rozmowie.
Poziom hormonów zależy w dużej mierze od wchłaniania – jest ono różne u każdego. Może inny preparat byłby lepszy, dałby lepsze wchłanianie? Ważna jest też masa ciała – każdy wchłonięty pikogram rozkłada się na nasze ciałko i im większa masa, tym większe potrzeby.
Owe 50pg to poziom, przy którym dobrze się czuje większość kobiet. Jest on optymalny, bo bezpieczny, a równocześnie należycie chroni przed osteoporozą.
Oczywiście ETZ przewiduje również możliwość dużo wyższych dawek, ale ta pięćdziesiątka jest tzw. złotym standardem po pięćdziesiątce i lekarze nie lubią dawać więcej…Bo i po co, skoro Ty np. już przy około 30pg czujesz się nie najgorzej?…Po operacji bez jajniczków mamy o tyle gorzej, że normalnie nawet po menopauzie jajniki coś tam dokładają. Terapia jest wtedy skuteczniejsza. Bez gonad pozostaje nam tylko konwersja obwodowa, poziomy są więc nieco niższe.
Nie wiem, czy pomogłam Ci choć trochę. Rozmowa zależy od tego, co lekarz powie, jaką ma koncepcję. Trudno przewidzieć jej przebieg.
Ale bez względu na wszystko liczy się Twoje samopoczucie i ono powinno być miernikiem skuteczności leczenia. To nie jest tak, że trzeba się przyzwyczaić i już – chyba, że jest to nasz wybór.
Oczywiście ważna jest też cena terapii – zawsze można dobrać preparaty refundowane.
No i na koniec smutna rzeczywistość; każda terapia wymaga czasu na adaptację. Tylko że przy kontynuacji efekty są już szybsze, wystarczą dwa, do czterech tygodni na adaptację.
Kobietko kochana, Ty nikogo nie zadręczasz…Przecież to forum jest właśnie dla nas. A ja sama przechodziłam niesamowite katusze, gdy poziom hormonów mi się obniżył

.
Dlatego doskonale rozumiem te z nas, które boleśnie odczuwają owe zmiany…I życzę Ci gorąco szybkiej poprawy
No a tak na koniec, na pocieszenie przypomnę, że po czasie to wszystkie kobiety się przyzwyczajają do niższego poziomu hormonów i objawy stopniowo mijają nawet bez jakiegokolwiek wspomagania. Tylko wtedy to trzeba „anielskiej cierpliwości”, no i oczywiście są też inne konsekwencje…
Ale popisać sobie to ja lubię, co? ;)