czwartek-dzien operacji. rano 8 cewnik-balam sie go od dawna. troche sie powylam bo dopiero stres nadszedl,ale szybko mi przeszlo,cewnik niezbyt przyjemne wkladanie ale po wlozeniu okropne uczucie,jakby sie mialo zapalenie pecherza i ciagle chce sie siku
operacja miala byc o 10,zla wiadomosc-moj lekarz ktory mial mnie operowac,i jest ordynatorem mial jakąs kontrole,wiec musial operowac mnie ktos inny...operacja rozpoczela sie o 11.30 .na sali operacyjnej luzik,znieczulenie w plecy nie przyjemne ale da sie zniesc:)widzialam miesniaka,ohydny jak jądro byka tylko wiekszy moze jak pięść...nie rozumiem czemu lekarz sie zdziwil ze chce go zobaczyc:) wogole dziwne uczucie jak dretwieje caly tyłek przy znieczuleniu
operacja bardzo przyjemna,w koncu nie czulam cewnika:)czuje sie tylko bezbolesne pociagniecia.po operacji na sale,maz czekal,wygonilam dopiero jak zaczelo odchodzic znieczulenie. bolalo jak nigdy.leki nie pomagaly. lekarz na obchodzie stwierdzil ze to nie mozliwe zeby mnie tak bolalo bo kazdej pacjentce po tych lekach przechodzilo...wiec ja mu na to ze rodzilam 2 dzieci,wiem co to bol,i przy porodzie nawet nie krzyczalam,wiec niech mi nie mowi ze przesadzam,na to on nic nie odpowiedzial. wiec czwartek to męka,teraz wiem dlaczego,bo nie oczyscili mi jelit wg nich to nic,ja wiem ze to potegowalo bol.no ale nic,przezylam od piatku tylko lepiej,bolalo owszem ale niebo mniej niz w czwartek
dostawalam zastrzyki dosc bolesne domiesniowo (w czwartek nie czulam ze tak bolą). w sobote odsłonili mi rane,a w niedziele do domu,szybko,nastawialam sie na tydzien,od piatku kazali chodzic,to chodzilam, w niedziele przesadzilam z chodzeniem w domu to w poniedzialek odlezalam porzadnie,we wtorek jezdzilismy na zdjecie szwu,nie bolalo
aaa cewnik zdjeli mi w piatek rano. nie mialam drenu na szczescie,