Witam, wywołana do tablicy ;)
Tak jak Sylwia regularnie zaglądam, tylko czasu mniej odkąd do pracy wróciłam.....żeby chociaż ta praca taka ciekawa jak praca Sylwi....ehhhh, też bym sobie gdzieś służbowo pojechała
U mnie wszystko w porządku. Pod koniec września miałam wizytę u lekarza, który mnie operował. Co prawda wszystko było ok, jajniki czyste, jednak lekarz tak mnie troszkę zdołował....powiedział mianowicie, że muszę bardzo na siebie uważać, nie powinnam dźwigać więcej niż dwa kilogramy i nie wolno mi przytyć, a wszystko to dlatego, że przy raku nie praktykuje się podwiązywania narządów, ponieważ zwiększa to ryzyko nacieków. Stwierdził, że w tym przypadku jestem pozostawiona sama sobie, wszystko się tam trzyma "samo", dodatkowy tłuszczyk na brzuszku będzie mi obniżał wszystko w środku, jak na razie nie jest źle, chodzę na tą moją zumbę

, mam zamiar rozszerzyć to o rowerki i boot camp więc będę się starać, żeby brzuszek nie urósł no ale dziewczyny powiedzcie same jak tu nie dźwigać więcej niż dwa kilogramy??? Ja rozumiem jakiś miesiąc...dwa....lub trzy, ale cały czas???? nie jest to możliwe, zakupy trzeba robić na bieżąco, sprzątać trzeba, dziecko w toalecie publicznej trzeba podnieść żeby nie siadało na desce.....i mogłabym tak jeszcze i jeszcze.....musiałabym iść na rentę i jeszcze gosposię wynająć
Poza tym, dopiero teraz po operacji pan doktor mi powiedział, że na Zachodzie odeszli już od transpozycji jajników, ponieważ często kończyło się to reoperacją (dla mnie bez znaczenia bo tak czy siak podjęłabym ryzyko). No, ale w głowie mi już siedzi, że z pewnością znowu na stole wyląduję.....ciekawa jestem czy da się to w razie konieczności laparoskopowo załatwić.....
No i na koniec jeszcze mi powiedział, że jestem "szczęściarą" bo w całej swojej karierze lekarskiej spotkał się może raz lub dwa z tak niskim stopniem zaawansowania raka....no cóż...faktycznie szczęściara ze mnie
Pozdrawiam wszystkie kobietki z syrenkowa....
Dużo zdrowia życzę
