Z wiedzą jaką mam na dzień dzisiejszy żałuję, że żaden z lekarzy wcześniej nie powiedział mi o pełnych konsekwencjach operacji i nie zaproponował kilka lat temu, czyli wtedy gdy było to jeszcze możliwe, usunięcia samych mięśniaków. A podejrzewam, że po ich zdiagnozowaniu 7 lat temu, gdy miały po 3cm, a nie jak w dniu operacji 10cm, było można usunąć je same, bez macicy. Lekarze mają do tego typu operacji różne zdania. Ja trafiałam od samego początku, czyli od dnia zdiagnozowania mięśniaków, na lekarzy dla których jedynym wyjściem była operacja usunięcia wszystkiego. I dlatego tak długo zwlekałam z tym. Z powodu mięśniaków nie odczuwałam początkowo żadnych dolegliwości, więc nie widziałam powodu dla którego miałam pójść pod nóż /bo cały czas miałam pójść na laparotomię, a metoda laparoskopowa jako alternatywa wyszła dopiero, gdy wybrałam się do kolejnego -innego lekarza z nastawieniem, że jeśli on powie, że operacja jest konieczna to już się zdecyduję-i to było pół roku temu/.
Wydaje mi się, że i tak miałam szczęście trafiając na lekarkę, która starała się zrobić operację jak najmniej inwazyjną. Brała nawet pod uwagę usunięcie samych mięśniaków, ale okazało się, że ich usytuowanie i wielkość to uniemożliwiły.
Życzę wszystkim kobietom, aby na swojej drodze spotykały tylko takich rozsądnych lekarzy, którzy uwzględniają wszystkie za i przeciw, w tym zdanie samych zainteresowanych pacjentek, informując je w pełni o wszystkich możliwościach i konsekwencjach. Że będą traktować pacjentki jak kobiety, a nie jak kolejny przypadek medyczny.
A teraz będę szukać pozytywnych stron życia i czekać na skierowanie do sanatorium, aby wyjechać po leczeniu podregenerowana i naładowana pozytywną energią.
Pozdrawiam wszystkie syrenki
