Strona 1 z 2

HTZ, tarczyce i puszyste Syrenki :)

: 22 maja 2013, o 16:01
autor: malgos65_2
Witam serdecznie wszystkie Syrenki na forum. Jestem Małgosia, „weteranka” forum „Usunięcie macicy i co dalej”. Dwa i pół roku temu miałam operację usunięcia macicy razem z jajnikami. Przed długi czas po operacji poprzednie forum dodawało wiary, pocieszało w problemach i było naszym super miejscem na pogaduchy z dziewczynami z podobnymi przejściami. Potem praca, zaganianie i brak czasu sprawiły, że forum zniknęło z rozkładu zajęć. Ale teraz wróciło…za przyczyną problemów. A konkretnie szukam sposobu na odklejające się plastry HTZ, ale o tym na końcu napisze, bo teraz chcę Wam opowiedzieć o moich przejściach po operacji. Może któraś z Was weźmie to pod rozwagę, zanim zdecyduje o rezygnacji z HTZ.
A zatem… Po operacji jeszcze w szpitalu dostałam receptę na plastry HTZ – Systen50. Miałam wtedy 45 lat, lekarz uznał ze to za wcześnie, żeby pozbawić organizm estrogenów. Miałam opory w stosunku do terapii, bo od zawsze byłam nieco „puszysta” i bałam się przybrania na wadze, oraz mam problemy z żylakami i obawiałam się nasilenia choroby przy terapii. Jednak szybko moje samopoczucie zweryfikowało to spojrzenie na hormony. Zaczęłam kleić plastry. Jakaś pechowa w tym procederze byłam, bo wiecznie mi się odklejały, to mnie okrutnie irytowało. Mój ginekolog (super lekarz), wypisał mi więc żel Estreva. Byłam nim zachwycona. Ale po jakimś czasie odczuwałam dolegliwości wskazujące na niski poziom hormonów. Znowu zmiana leku – Lady Bon w tabletkach. I było super. Ale żeby nie popadać w zbytni zachwyt, zaczęły się problemy z krążeniem żylnym. Nogi strasznie zaczęły puchnąc, limfa zbierała się w kończynach. O tyciu nie wspomnę. Zaczęłam korzystać z pomocy dietetyczki, jednak mimo rygorystycznego przestrzegania zaleceń, schudłam minimalnie. Mój gin natomiast uważał, ze hormony nie tuczą, to zła dieta i brak ruchu powoduje tycie. Wtedy się na niego obruszałam, teraz wiem że pewnie miał sporo racji. Jednak tak mi zaczęły dokuczać obrzęki, ze zapytałam lekarza o możliwość rezygnacji z HTZ. Powiedział, że mogę zrobić „próbę biologiczną”, odstawić hormony na miesiąc, obserwować uważnie samopoczucie, jak będzie OK., mogę zrezygnować. Tak też zrobiłam. To był początek lata rok temu. Znalazłam coś w zastępstwie – DHEA. I byłam taka happy, czułam się dobrze, nie było uderzeń gorąca, nie było problemów ze snem, wszystko dobrze. Jak się okazało znacznie później, tylko pozornie było dobrze. Bo jednak nogi puchły wciąż, tyłam nadal. Teraz wiem, ze to była najgłupsza moja decyzja po operacji.
DHEA stosowałam prawie rok. Ale coraz częściej czułam się gorzej. Jednak zawsze jest coś, czemu można przypisać złe samopoczucie – zmęczenie, długa zima, stres np. w pracy, za dużo obowiązków… My kobiety tak mamy, ze często nie widzimy swojego problemu, tłumaczymy same przed sobą gorsze dni czymkolwiek, byle nie tym, że trzeba do lekarza pójść. I ja tak właśnie trwałam w tym kiepskim samopoczuciu.
Bardzo lubię swoja pracę, jestem z natury bardzo, bardzo pogodna (Olikk mnie zna, wie o tym), zawsze jestem bardzo obowiązkowa i to sprawiało, że mimo przeciwności ze strony samopoczucia dawałam radę. Do czasu… Przed Wielkanocą byłam tak słaba, że ledwo te święta przygotowałam, zrezygnowałam z wyjazdu do rodziców, bo chciałam zostać z mężem i spędzić święta sama, w spokoju, bez zamieszania, po prostu nie miałam sił. Potem zaczęłam „główkować” co jest przyczyną takiego samopoczucia i oczywiście długa zima pojawiła się w tych rozmyślaniach. Ale przypomniałam sobie jak któregoś razu, lekarz na badaniach okresowych zapytał mnie o tarczyce, czy badałam itp… Bo coś mu się nie spodobał wygląd mojej szyi. Zatem, zrobiłam sobie USG tarczycy. I bingo! Są trzy guzki, ale małe nie wymagające interwencji lekarskiej. Ale jest i czwarty, duży, echogenicznie niejednolity, zalecenie – biopsja guza. Poczytałam o objawach chorób tarczycy, pokrywały się z tym co ja odczuwałam. Szybko znalazłam endokrynologa, ponoć jeden z najlepszych we Wrocławiu. Udało mi się szybko załatwić wizytę, co nie było proste, bo jest kolejka. Prywatnie oczywiście, bo we Wrocławiu w poradni endokrynologicznej kiedy zadzwoniłam 22 kwietnia, pani zaproponowała mi termin 29 kwietnia….2017 roku. Uznałam to za koszmarny żart, nie będę tego komentować, szkoda czasu i zdrowia.
Endokrynolog skierował mnie na biopsję, obejrzawszy obraz USG powiedział, ze mam strasznie zniszczona tarczycę. Kiedy zapytałam o przyczynę, odparł że będziemy szukać powodu. Poza biopsją zlecił szereg badań. Miałam mnóstwo klinicznych objawów niedoczynności tarczycy. Ale lekarz zwrócił tez uwagę na moje puchnące nogi, zresztą nie tylko, ręce, twarz także. Wziął pod uwagę bolące stawy i fakt, ze w mojej rodzinie mama, tata, siostra chorują z powodu żylaków i zakrzepic. Badania były bardzo szerokie, od badań poziomu hormonów tarczycy , przysadki mózgowej i estrogenów, poprzez badania antyciał, krzywej cukrowej i insulinowej, po badania związane z krzepliwością krwi i badaniem echo serca. Wspomnę tylko, ze wszystko robiłam prywatnie, tak mamy w naszym kraju. Kosztowało mnie to dużo.
Biopsja wykazała, ze guz jest niegroźny. Dobra wiadomość, choć czułam cały czas, ze nie ma w nim zagrożenia. Szkoda tylko, ze długo czekałam na wynik. Kiedy już miałam komplet wyników, kolejna wizyta u endokrynologa. Wykluczył to co podejrzewał, czyli chorobę Hashimoto. Guzek jest do obserwacji. Tarczyca jest za mała, zdrowa powinna mieć pojemność ok. 13-18 ml. Moja ma 7,95ml. Jest zniszczona, ale nie jest przyczyna tak złego samopoczucia. Zatem, co mi jest? Endokrynolog mając cały obraz mojej gospodarki hormonalnej, wysłuchawszy mojej historii z HTZ, jednoznacznie stwierdził, ze decyzją o zaprzestaniu terapii, zachwiałam cała gospodarką hormonalną w organizmie. Użył określenia, ze to są naczynia połączone, ja ten dobrze działający system zepsułam, a jestem wciąż za młoda na taki brak estrogenów. Ten brak wpłynął na działanie tarczycy, która miała ciężej prawdopodobnie, wtedy pojawiły się antyciała, które najprościej mówiąc – „zeżarły” cześć tarczycy, traktując ja jako ciało obce, typowe przy chorobach autoimmunologicznych, w tym wypadku Hashimoto. W obecnym czasie antyciała są, prawidłowy wynik winien być w takim przypadku zerowy. Ale są w normie, czyli nie wskazują na istnienie Hashimoto. Jednak lekarz zalecił trzymanie ręki na pulsie, badania podstawowe TSH, fT3 i fT4 mam robić co mniej więcej 6 tyg.
Dalszy ciąg leczenia to zalecenie wizyty u angiologia, żeby sprawdzić co jest z limfą u mnie, bo obrzęki sa limfatyczne (nie za sprawa HTZ), a naprawę puchnę okrutnie. Czekam na wizytę, znowu prywatnie, mam termin 12.06.
Oczywiście zalecenie endokrynologa – powrót do HTZ, plastry Estalis.
Nie wspomniałam, że przez ten czas badań, wizyt u lekarza często nie mogłam pracować, bo tak podle się czułam, wykorzystywałam urlop zaległy, który z racji pracoholizmu miałam od dawna odłożony. Mam tez taką sytuacje w biurze, ze mogłam sobie pozwolić na to, by rano zadzwonić i powiedzieć, że mnie nie będzie. A było tak, że np. dwa dni byłam w biurze, po czym trzy kolejne już nie. Były dni, kiedy leżałam w łóżku i nie mogłam się podnieść. Kiedy wstawałam zawroty głowy i osłabienie nie pozwalały cokolwiek zrobić. Były momenty załamania, nie wiedziałam co się dzieje. Endokrynolog przykazał wręcz wizytę u angiologia, uważa że takie obrzęki mogą być powodem złego samopoczucia. Ale zwrócił uwagę też na moje bardzo niskie ciśnienie (co też jest objawem niedoczynności tarczycy). Nigdy nie miałam wysokiego ciśnienia, ale też nigdy tak niskiego cały czas. Jednak lekarz przypisał to raczej problemom z limfą. Czekam zatem na wizytę u angiologia.
Ale samopoczucie nie poprawia się, ostatni weekend to była już kumulacja złego samopoczucia, co w efekcie przyniosło lekkie załamanie. Spanikowany mąż (który widzi moje cierpienia i walkę), zadecydował o wizycie u lekarza rodzinnego. Miałam opory, bo nigdy mi nie pomógł za bardzo, zresztą ma ograniczone ustawami pole do pomocy. Jednak, byłam już tak osłabiona, do wizyty u angiologia sporo czasu…poszłam do rodzinnego. Tyle, ze przygotowałam się do tej wizyty, nie pozwoliłam na zignorowanie żadnego z moich objawów, stanowczo oczekiwałam wyjaśnienia i pomocy. Nie powiedziałam też o tym, ze endokrynolog uznał za winę samopoczucia brak estrogenów. Nie chciałam rodzinnego jakby ukierunkować, chciałam znać jego opinie. Ważne tutaj było tez to, ze pokazałam mu zapis moich wartości ciśnienia z ostatnich kilku dni. Zauważyłam, ze rano, tuż po przebudzeniu jest ono wyższe, wieczorem po dniu pracy jest bardzo niskie. Lekarz też to wziął pod rozwagę. I co usłyszałam…? Sprawę tarczycy zostawił endokrynologowi, jednak on jest od tego specjalistą. A samopoczucie…. Nie jest to diagnoza postawiona na 100%, żeby tak było zalecił wizytę u ginekologa, bo jego zdaniem brakiem hormonów doprowadziłam do znacznego obniżenia ciśnienia (pokrycie z tym co uznał endokrynolog). Moje obrzęki od wielu lat sprawiały, ze to ciśnienie już było niskie, brak hormonów dołożył swoje. Wizyta u angiologia w/g rodzinnego jest konieczna, tak jak przyznał zgodnie z prawdą, jego wiedza w takim leczeniu nie jest tak wysoka jak specjalisty. A różnice ciśnienia rano i wieczorem.. Podejrzenie padło na niedociśnienie ortostatyczne, czyli takie które spada w pozycji pionowej (to tak najkrócej tłumacząc). Dostałam od lekarza leki, zwolnienia do końca miesiąca. Pod kontrola ciśnienia mam brać lek i bacznie obserwować zmiany. Faktycznie tak się dzieje, budzę się ciśnienie jest w miarę dobrze, wstaję, zaczynam cos robić, zaczynam czuć się gorzej…ciśnienie spada. Teraz muszę obserwować uważnie. Takie niskie ciśnienie powoduje niedotlenienie mózgu, skutkuje złym samopoczuciem. Jeśli lek nic nie zmieni, lekarz chce mnie skierować do szpitala. Na razie jestem dobrej myśli, ze wszystko uda się unormować i polepszyć samopoczucie.
Dlaczego tak dokładnie to wszystko Wam Syrenki pisze…? Ano dlatego, że trzeba z rozwagą podejmować decyzje o HTZ. Tak jak o jej rozpoczęciu, bo jest wiele przeciwwskazań, nie może to być samodzielna decyzja, trzeba konsultacji dokładnej z lekarzem, nie na zasadzie – doktorze chce brać hormony i lekarz wypisuje. Tak samo decyzja o przerwaniu terapii jest ważną. Nie można jej podejmować na takich zasadach jak ja to zrobiłam – próba biologiczna. Na początku wszystko wyglądało dobrze, potem okazało się jakie skutki przyniosło. Przypomnę jedno zdanie endokrynologa – układ hormonalny to naczynia połączone, zachwianie jednego może skutkować zachwianiem innego. Nie znaczy to, ze każda z nas może mieć tak samo. Jednak zanim samowolnie odstawimy hormon, należy skonsultować to z endokrynologiem, zrobić badanie poziomu estrogenów. Możemy sobie samowolką zaszkodzić, co widać na moim przykładzie. DHEA działało super, ale nie uchroniło przed wszystkimi skutkami. Należy uważnie kontrolować stan zdrowia.
Przed operacją czytałam wiele opinii negatywnych na temat wycięcia macicy z jajnikami. Były zagorzałe wyznawczynie poglądu, ze lekarze idą na łatwiznę, zamiast nas leczyć, okaleczają nas i tyle, mają spokój, a my po operacji cierpimy z powodu pogorszenia stanu zdrowia. Ta moja opowieść może nasuwać takie myślenie. Niemniej, jestem przekonana o słuszności operacji. Możliwe, ze gdyby nie ona nie miałabym teraz takich problemów…bo bym się wykrwawiła na śmierć do tego czasu. Moja niewiedza sprawiła, że doszło do różnych zawirowań ze zdrowiem. Mam nadzieję, że dzięki lekarzom uda się przywrócić równowagę w moim systemie :)

A teraz Drogie Panie, pytanie do Was… Czy macie jakiś dobry sposób na odklejanie się plasterka? Bo moje pomysły się już wyczerpały i nadal nie mam sposobu, żeby utrzymać go przez trzy dni. Jestem nieco „puszysta”, może to jest powód odklejania…? Nie mam pomysłu na poprawienie stanu, jaki jest. Chcę „wykończyć” to jedno opakowanie, które mam i potem poprosić lekarza o inne w postaci leki. Plasterki powodują u mnie niepotrzebne nerwy. Czekam na propozycje :)

Re: Blaski i cienie HTZ...moja historia

: 22 maja 2013, o 19:38
autor: olikkk
Hej Małgoś kochana, witam Cię bardzo, bardzo serdecznie :ymhug: :-*
Cieszę się niezmiernie, że nas znalazłaś i znowu jak za dawnych czasów jesteś wśród nas \:D/
Szkoda, że powodem są problemy zdrowotne :( ale miło, że o nas pamiętasz :)
Oczywiście potwierdzam, że Małgoś jest bardzo pogodna, zawsze bardzo obowiązkowa, a od siebie dodam, że życzliwa,
uczynna i bardzo sympatyczna ;)
I ważna sprawa, należy do grona Syrenek, które tworzyły z ogromnym zaangażowaniem Forum "Usunięcie macicy i co dalej ?" , za co raz jeszcze z tego miejsca bardzo Ci Gosieńko dziękuję :-* @};-
Jak widzę nie dane Ci było po operacji wrócić do równowagi i cieszyć się zdrowiem, czego z pewnością oczekiwałaś :(
Cieszę się opowiedziałaś tu swoją historię, bo być może przyda się naszym Syrenkom, które muszą zdecydować o terapii hormonalnej po operacji.
Człowiek uczy się całe życie i uczy się na błędach, a jeśli można kogoś ustrzec przed popełnianiem tych samych błędów, to warto to robić :)
Życzę Ci, żeby udało się wreszcie rozwiązać Twój problem, a za Cioskiem dodam, że również liczę na wsparcie naszej Roszpunki, która na tym się chyba dość dobrze zna :) Trzeba będzie troszkę poczekać, bo Roszpunka ma ostatnio problemy :( , które nie pozwalają jej do nas zaglądać tak jakby sobie tego życzyła, ale ufam, że przyjdzie Ci z pomocą :)
Co do klejenia plasterków, to u mnie sprawdza się sposób, o którym wspominała Ciosek, czyli ogrzewanie w dłoni i doklejanie dokładnie na ciało, zwłaszcza brzegi plasterka. Trzyma bardzo dobrze :) A może Gosiu miejsce, w którym przyklejasz nie jest najlepsze ?
Jak kleję nieco poniżej pasa, nad pośladkiem, w miejscu gdzie nie ma gumki z bielizny i gdzie jest w miarę równa powierzchnia, czyli jak najmniejsze zaokrąglenia, że się tak wyrażę ;) Jeśli nieco zmienię położenie to bywa, że na rogu się nieco odklei, więc myślę, że ważne jest odpowiednio dobrane miejsce klejenia. A gdzie Ty przyklejasz Gosiu ? Ja się tak kleję już 3 lata i nie mam problemu :) Dodam ( choć widać w profilu ;) ), że kleję Systen50 :)
Mam nadzieję, że uda Ci się wypracować właściwą metodę i miejsce przyklejania, a tym sposobem zaprzyjaźnić się z plasterkami, jeśli dobrze Ci służą :)
Zmiany preparatów bywają czasem kłopotliwe, o czym też Ciosek może coś powiedzieć ;)
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i mam nadzieję, że pobędziesz z nami dłużej, żeby na bieżąco zdawać nam relacje z postępów w Twoim leczeniu, a mam nadzieję, że takowe już wkrótce się pojawią, czego Ci życzę z całego serducha :-*

Re: Blaski i cienie HTZ...moja historia

: 22 maja 2013, o 20:03
autor: malgos65_2
Dzięki Olikk za te miłe słowa. Musze jednak sprostować jedna sprawę. Otóż, ja po operacji jak najbardziej ciesze się życiem, jestem wciąż pełna energii, radości, wciąż unikam narzekania. To co sie zdarzyło, to efekt mojego braku rozsądku, niewiedzy. I wiem, że sobie z tym poradzę, nie wiem ile to potrwa, ale przejdzie do historii, tego jestem pewna.
Ciosku, dziękuje Ci za odpowiedź. Ja też już próbowałam przemywania miejsca do zaklejenia plasterkiem i tonikiem bez alkoholu, i spirytusem salicylowym, za radą ze starego forum suszyłam dokładnie owe miejsce suszarką... I podobnie jak Ty, opatentować tego nie chcę.
Tak dużo wiem o naszych operacjach, o tym jak sobie radzić po operacji z problemami...a taki mały kawałek plastra mnie sprowadza do parteru i wciąż ze mną wygrywa. Irytujące.... :-?
A co do tarczycy....Trafiłam do dobrego endokrynologa. Wiem, ze będzie wszystko dobrze, czuje to.

Re: Blaski i cienie HTZ...moja historia

: 23 maja 2013, o 11:11
autor: malgos65_2
Dziewczyny drogie, a co robicie kiedy nieszczęsny plasterek się odklei? Jak postąpić w ty wypadku, próbować go przykleić znowu, czy wziąć nowy? Tracę cierpliwość do tego kawałeczka małego.... Krotko po operacji stosowałam plastry, szybko zmieniłam ten sposób terapii na tabletki. Wolałabym co prawda oszczędzić wątrobę i żołądek stosowaniem plastra, ale nie daje mi on szans na polubienie, nie ma miedzy nami tej iskry, nie łączy nas nić porozumienia. Chciałabym to zmienić wedle przysłowia kto się czubi, ten sie lubi, ale nie mogę wyjść z etapu czubienia :) Liczę na Wasze rady, jak dać szansę na rozwój dobrego związku między mną i plastrem :)

Re: Blaski i cienie HTZ...moja historia

: 23 maja 2013, o 12:06
autor: malgos65_2
Witaj Karma, jak milo Ciebie znowu "zobaczyć" :) Nie wiedziałam, że wątroba nie jest tak do końca bezpieczna nawet przy plastrach. Robię podobnie jak Ty, przemywam miejsce naklejenia, przytrzymuje dłonią przez chwilę...i jest dobrze przez ok. 48 godz. A plastry, które mam mają wytrzymać 3 dni. A jakie kombinacje robię pod prysznicem, żeby nie narazić się na jeszcze szybsze porzucenie mnie. A co zrobić, kiedy sie całkiem odklei? Muszę jakoś dotrwać do końca tego opakowania, potem poproszę lekarza o inną formę leku.

Re: Blaski i cienie HTZ...moja historia

: 23 maja 2013, o 15:46
autor: malgos65_2
Też tak myślę Karma, że mimo wszystko plastry oszczędzają choć nieco wątrobę, a przynajmniej szkodzą jej mniej niż hormon w postaci tabletek. Ja także już czytałam o takim sposobie klejenia, żeby nie naciągać skóry i sprawdzić, czy nie ma bąbelków powietrza...Ja jestem sama takim wielkim bąbelkiem (nie powietrza), i może to jest jakimś problemem. Jednak ciałko "bąbelka" jest bardziej..."plastyczne" i może dlatego plasterki nie trzymają fasonu...
Czy jest na forum dziewczyna, nieco puszysta, która używa plastrów i nie ma problemu z ich przywiązaniem do siebie?

Re: Blaski i cienie HTZ...moja historia

: 23 maja 2013, o 19:48
autor: malgos65_2
Vika45, miałam pomysł na klejenie np. na ramieniu, ale wyczytałam, że należy je klepnąć poniżej pasa.
I widzisz, od opinii lekarzy można dostać kociokwiku. U mnie wszystkie objawy wskazują na Hashi, łącznie z małą tarczycą. A endo upiera się przy zachwianej gospodarce hormonalnej po odstawieniu estrogenów. Uparł się, że TSH w normie wyklucza Hashi. Słucham jego zaleceń, kleje plastry, niedociśnienie poprawiam lekami, ale nie chciałabym, żeby po jakimś czasie okazało się, że to jednak była tarczyca. Miałam juz takie "leczenie" przed operacją, kiedy lekarka u której się leczyłam, całe lata uważała, ze wszystko jest OK. Kiedy niemal padłam na twarz po kolejnym krwotoku, trafiłam do innego lekarza, który od razu zapytał dlaczego tyle czasu czekałam z leczeniem. I jedyne leczenie jakie mógł mi zaproponować, to była operacja.
Cios, i to jest niesprawiedliwe ;) Powinny być plasterki dla puszystych, dla mniej puszystych i dla niepuszystych ;)

Re: Blaski i cienie HTZ...moja historia

: 23 maja 2013, o 21:30
autor: malgos65_2
No tak Drogie Panie...ilu lekarzy, tyle opinii... :-?
Cios, taki tryb życia i tycie? I jak to sie ma do tego, co mój rodzinny doktorek mawia...że nie ma możliwości, żeby ruch i zbilansowana dieta nie przyniosły dobrych efektów w zrzucaniu kilogramów. Rzecz jasna, zaprzeczyłam jego słowom, bo byłam na diecie zaleconej przez dietetyczkę i pod jej kontrolą co dwa tygodnie. Nie schudłam, mimo rygorystycznego do bólu przestrzegania jej zaleceń. Nie zjadłam ani grama więcej niż mi zaleciła....i nic. Po 4 miesiącach schudł tylko mój portfel, a dietetyczka rozłożyła bezradnie ręce i stwierdziła, ze nie potrafi mi pomóc..
Vika45, dziabnęłam anty TG i TPO, sa w normie. Endo był nieco dziwny w rozmowie, bo z jednej strony twierdził, że mam zniszczoną tarczyce bardzo, no i małą, mam mnóstwo objawów niedoczynności....a TSH i oba anty w normie... Po czym spojrzał w wynik badania poziomu estrogenów i odkrywczo stwierdził - ma pani menopauzę... Zaufałam mu, kiedy klarował mi swoją teorię na temat zachwiania gospodarki hormonalnej. Kurczę, znowu trafił mi się lekarz "myślący inaczej"? :-?

Re: Blaski i cienie HTZ...moja historia

: 23 maja 2013, o 22:14
autor: malgos65_2
Cios, tak nie można sie odchudzać. Wsparcie bliskich jest tak ważne, nie do przecenienia. Powiem Ci, że w tych kwestiach to jestem niemal ekspertem :) Od zawsze miałam problem z tyciem, jakiś taki rodzinny problem, takie geny może. Nigdy nie byłam zwolenniczka ostrych, krótkich diet. I zawsze, kiedy przytyłam do takiej wagi granicznej, zaczynałam swoja dietę, zdrową i gubiłam w pół roku ok. 15 kg. Ale od czasu operacji próbowałam trzy razy...i nic. A to działa na motywację. Ale pomału wdrażam w życie kolejną próbę.
Powiedz mi Cios, jaką Ty masz grupę krwi?

Re: Blaski i cienie HTZ...moja historia

: 23 maja 2013, o 22:22
autor: malgos65_2
vika45 pisze:Ja też próbowałam znaleźć dietetyka ale hasło hashimoto i nikt nie chciał ze mną gadać! Trudno, mój slubny je/oj dużo!/ a ja tyję. Tak nam Bozia dała- wolę być gruba niż zła i zmęczona.Teraz będę gotowała sobie zupę i jadła ilę się da-ale nie kapuścianą! Kiedyś to się sprawdzało
Vika, to właśnie problem, moja dietetyczka uznała, że HTZ jest winne. Ale nie może być tak, ze nie ma sposobu na pokonanie nadwagi. Ja się nie poddaję, problem w tym, ze przyplątało się to bardzo niskie ciśnienie, osłabienie i jak na tą chwile mogę tylko układać sobie w głowie plan, zrezygnowałam z takich produktów, które mi nie służą, włączyłam do jadłospisu owoce, które sprzyjają likwidacji oponek, wałków, etc.... To zamknięte koło , nie można schudnąć bo coś temu przeszkadza, np choroba...a tycie potęguje odczuwanie objawów choroby. Nie dam się temu!

Re: Blaski i cienie HTZ...moja historia

: 23 maja 2013, o 22:55
autor: malgos65_2
Vika, mamy bardzo podobne problemy. Zastój wody to moja codzienność. Do tego obrzęki limfatyczne. Ale staram się radzić sobie jak mogę. Przede wszystkim, nie powinnaś stosować leków odwadniających przy niskim ciśnieniu, absolutnie. Spróbuj natomiast, każdego dnia rano, na czczo wypijać wodę z sokiem z cytryny. Wróciłam znowu do tego sprawdzonego przeze mnie sposobu, tym razem, razem z mężem. Przed pójściem spać wyciskam sok ze sporej cytryny, dziele na dwie szklaneczki, zalewam do polowy szklanki wodą, przykrywam spodeczkiem i rano wypijamy z męzem. Sprawia, ze toksyny "wypłuczą" się z organizmu, a to powoduje mniejsze zatrzymywanie wody. Naprawdę polecam, żadna filozofia, spróbuj. Powinna być cała szklanka i sok z całej cytryny, ale rano nie daję rady z taka porcyjką :kolobok_drinks:

Re: Blaski i cienie HTZ...moja historia

: 24 maja 2013, o 11:33
autor: malgos65_2
No tak, mamy problem. Próbuję zawalczyć z nim, ale osłabienie mnie chwilami zwala z nóg. Zastanawia mnie fakt, że lekarze niektórych z Was nie łączą braku jajników z chorobami tarczycy. Zaczynam myśleć, czy mój lekarz rzucił ot tak sobie taka opinię, bo nie bardzo mógł połączyć moje objawy w jedną całość, czy faktycznie zna się na takiej zależności. Jedyne co udało mi sie ustalić to menopauza, a wzrost ryzyka zachorowania na tarczycę.

Re: Blaski i cienie HTZ...moja historia

: 24 maja 2013, o 14:26
autor: malgos65_2
Cios, widać świadomość tego, ze nie jest się samotnym w dolegliwościach daje poczucie większej siły do działania :)
A dlaczego woda z cytryną to problem? To naprawdę działa.
Vika, dobry pomysł z wątkiem "Puchatkowych Syrenek"... i tych tarczycowych i tych nie tarczycowych :)
Olikk, może jakoś to zgrabnie przeniesiesz?

Re: Blaski i cienie HTZ...moja historia

: 24 maja 2013, o 23:12
autor: olikkk
Kobietki przecież to właśnie jest wątek "Puchatkowych Syrenek" ;)
Nie bardzo wiem co i od jakiego momentu miałabym przenieść, bo to wszystko tworzy nierozerwalną całość :)
Może tylko nieco zmienić tytuł wątku ?
Blaski i cienie HTZ...moja historia dla "Puchatkowych Syrenek" ?

Re: Blaski i cienie HTZ...moja historia

: 25 maja 2013, o 10:23
autor: malgos65_2
Diara, miksturka z wody i z soku cytryny nie jest czymś co mogłoby zaszkodzić. Zatem, można pić cały czas. Ładnych kilka lat temu (bo już wtedy miałam problemy z obrzękami), polecił mi taka metodę wspomagania masażysta...z Tybetu :) Polak, który wiele lat temu wyjechał do Tybetu i sztuki masażu i ogólnie medycyny naturalnej uczył się od mnichów. Po jego kilku masażach miałam nogi w końcu jak ludzie...z kolanami, kostkami. Niestety, wyjechał. Ale miksturkę piłam dość długo. Potem moja bratowa miała operacje onkologiczną, miała usunięte węzły chłonne, zaczęły jej puchnąc nogi, miksturka pomagała nieco. Takie picie na czczo usuwa toksyny z organizmu, co poprawia przepływ krwi i limfy, oraz usuwa nadmiar wody. Nie ma nic do stracenia, a można zyskać, dlatego polecam.
A jako ciekawostkę powiem Wam, na co zwrócił uwagę ów masażysta.... :) Kiedy płaciłam mu za masaż, otworzyłam swój portfel...a on zapytał, czy nie mam problemów z pieniędzmi... :) Jak to nie? odparłam, jasne, ze mam, jakoś się mnie nie trzymają.... :) Wtedy Pan powiedział, ze mam bałagan w portfelu, że jest w nim "zła" energia, że banknoty powinny być ułożone nominałami - od największego do najmniejszego, ze nie powinnam mieć "śmietniska" w portfelu- paragony w ilości sporej, wydruki jakieś z bankomatu, bilety, wizytówki, etc... Posłuchałam go, zrobiłam idealny porządek, portfel aż był lżejszy... Ale spektakularnego sukcesu nie było :-?? Niemniej, podpowiadam Wam o tym, może Wam uda się ta "sztuczka" :kolobok_good2:

Re: Blaski i cienie HTZ...moja historia

: 25 maja 2013, o 22:32
autor: malgos65_2
Postaraj się Cios nie zapominać o miksturce, nie będzie cudownej poprawy, ale naprawdę pomaga.

Re: Blaski i cienie HTZ...moja historia

: 25 maja 2013, o 23:31
autor: olikkk
Kurcze, no za długi ten tytuł i nie da rady zmienić :(
Małgoś masz inną propozycję tematu ?

HTZ, tarczyce i puszyste Syrenki :)

: 26 maja 2013, o 11:33
autor: malgos65_2
Dasz radę Cios :) Skoro nawet mój Pan Mąż sie przekonał, znaczy że nie jest tragedia :)
Olikk...nie mam pomysłu...Może "HTZ, tarczyce i puszyste Syrenki" Trudno jest się czasem trzymać jednego tylko wątku, nie odbiegać od tematu "naczelnego". Tutaj będzie można pogadać i o HTZ i np. o tyciu z tego powodu, o tarczycy i ew. wpływie na tycie...i o tyciu jako tyciu :)

Re: HTZ, tarczyce i puszyste Syrenki :)

: 29 maja 2013, o 18:03
autor: asica.1982
Witam kochane syrenki :) Ja także jestem od 2 miesięcy na HTZ przyjmuje systen50 w plastrach. Całe życie miałam problemy z utrzymaniem wagi, miałam tzw. skłonności do tycia a teraz normalnie jestem załamana. Zawsze nosiam rozmiar 38/40 a teraz to już 42 :( w krótkim czasie przytyłam 6 kg Nie mogę sobie poradzić. Codziennie ćwiczę minimum 45 minut nawet do 1,5 h staram się jeść zdrowo i nadal czuję się strasznie opuchnięta Ehhh Mam stwierdzoną niedoczynność tarczycy przyjmuję Euthyrox75. Ponadto HTZ muszę brać przez wiele lat bo mam dopiero 30 lat więc jestem załamana. Jak będę tyła w takim tempie to w wieku 40 lat nie przejdę bokiem przez drzwi :(
Ostatnio wyczytałam że na zatrzymanie wody w organiźmie rewelacyjna jest kasza jaglana. Jem tak przygotowaną kaszę na śniadanie od dwóch dni wydaje mi się że jest lepiej. Szklankę kaszy gotuję w 3 szklankach wody na malutkim ogniu przez 20 minut (praktycznie do całkowitego wchłonięcia wody przez kaszę) dodaję do niej jabłko pokrojone w kostkę, gruszkę, łyżkę siemienia lnianego, plaster imbiru, rodzynki) można dodać po ugotowaniu łyżkę miodu, posypać migdałami. Dla mnie pycha. Taka miseczka to bomba witaminowa i jest bardzo syta. Więc polecam :)

Re: HTZ, tarczyce i puszyste Syrenki :)

: 29 maja 2013, o 18:56
autor: malgos65_2
Witaj Asia :) No to kolejna Syrenka z problemami tycia, tarczycy, HTZ. Ostatnio "złapałam" kontakt z bardzo fajna kobietą, która zajmuje się medycyna niekonwencjonalną. Nie udało mi się jeszcze z nia porozmawiać tak dłużej i na spokojnie.... Ale wymieniamy maile, w których podpowiada co mogę zrobić z zatrzymaniem wody. Wykluczone sa u mnie leki odwadniające, bo jak stwierdził lekarz, mam za niskie ciśnienie. Ale owa znajoma napisała, ze powinnam wcinać kasze jaglaną, tyle ze jeszcze nie próbowałam. Ale polecam Ci miksturkę, która juz dziewczynom polecałam - woda z sokiem z cytryny rano na czczo. Pije każdego ranka, widzę efekty. Jak będę wiedzieć coś więcej, dam znać. A jak trzeba będzie, zorganizujemy forumkowe odchudzanie :kolobok_dance4: Grunt, to nie tracić wiary w zmiany na lepsze :kolobok_dance3:
Pozdrawiam :)