Strona 1 z 1

Miłość, a właściwie jej brak...

: wtorek, 2 października 2007, 12:28
autor: migaweczka
Coraz częściej obserwuję ludzi, którzy kiedyś byli sobie bliscy, a teraz coraz bardziej oddalają się, nie okazują sobie uczuć, nie rozmawiają, tylko wciąż się obwiniają o błahostki czy kłócą o nic... Pogubili się... Ludzie, którzy przecież wybrali się wzajemnie, by razem spędzić życie i na pewno nie chodziło im o to, by spędzić je w smutku, tylko w radości, szczęściu i miłości. Wtedy przypomina mi się jedno z niedzielnych kazań naszego wikarego. Powiedział niesamowicie mądrą rzecz, ale na początku wyjaśnił skąd ją wziął. Sam tego nie wymyślił, tylko usłyszał w rozmowie z kolegą. Otóż, ten kolega był zdaje się byłym więźniem i podczas odsiadywania wyroku zmienił się, wrócił do Boga, wiele zrozumiał. I miał dużo czasu na rozmyślanie, pogłębianie swojej wiedzy o Bogu i wierze.
Pewnego dnia przedstawił wikaremu takie oto porównanie: związek dwojga ludzi ma budowę trójkąta równoramiennego. Jeden kąt przy podstawie to jedna osoba w związku, drugi kąt przy podstawie to druga osoba w związku, a trzeci - ten na górze - to Bóg. Kiedy oboje są daleko od Boga, znajdują się również daleko od siebie (czyli dzieli ich cała długość podstawy trójkąta), ale gdy zbliżają się do Boga (czyli po ramionach trójkąta pną się w górę), równocześnie zbliżają się do siebie, a gdy już są przy Bogu bardzo, bardzo blisko - są jednocześnie razem, a Bóg czuwa nad ich miłością. Ładne porównanie, prawda ? :)

Re: Miłość, a właściwie jej brak...

: czwartek, 11 października 2007, 18:46
autor: aga
migaweczka pisze: Pewnego dnia przedstawił wikaremu takie oto porównanie: związek dwojga ludzi ma budowę trójkąta równoramiennego. Jeden kąt przy podstawie to jedna osoba w związku, drugi kąt przy podstawie to druga osoba w związku, a trzeci - ten na górze - to Bóg. Kiedy oboje są daleko od Boga, znajdują się również daleko od siebie (czyli dzieli ich cała długość podstawy trójkąta), ale gdy zbliżają się do Boga (czyli po ramionach trójkąta pną się w górę), równocześnie zbliżają się do siebie, a gdy już są przy Bogu bardzo, bardzo blisko - są jednocześnie razem, a Bóg czuwa nad ich miłością. Ładne porównanie, prawda ? :)
Bardzo podoba mi sie to porównanie. Moim zdaniem ludzie oddalają się od siebie bo po prostu zapominają o Bogu, żyją tak jakby go nie było. A w dzisiejszych czasach jest widoczne na każdym kroku. Wtedy widzimy co się dzieje: ludzie się rozwodzą, albo schodzą na złą drogę. Życie wraz z Bogiem to życie pełne miłości, szczęścia. Nie wiem dlaczego ludzie postępują odwrotnie

: piątek, 19 października 2007, 19:22
autor: siaba
A ja mogę dodać z obserwacji podczas pracy z rodzinami patologicznymi, że duża rolę odgrywają w ludzkich nieszczęściach emocje: gniew, zdanerwowanie, zazdrość, agresja. A miłość często jest postrzegana jako zlepek emocji pozytywnych: zakochania, radości, bliskości - a nic bardziej mylnego. Zachwyt na partnerem ostyga, a miłość to ciężka praca na 24h/dobę.
Jeśli ludzie nie są emocjonalnie dojrzali, jeśli nie znają siebie, mechanizmów, które emocjami rządzą, to ciężko to pogodzić.
Takim szczególnym zagrożeniem jest zazdrość. Podejrzenia o zdradę. Problem w tym, że niewinności nie da się udowodnić a zazdrosna strona przestaje szanować wolność partnera i zaczyna go kontrolować. Jeśli partner jest poddatny na sugesti i manipulacje to będzie z tego tylko katastrofa...
Czasem ludzie myślą, że miłość oznacza ciągłą symbiozę. A nic bardziej mylnego. Małżonkowie potrzebują pobyć również z dala od siebie, spotkania sie z kumplami, ploteczek z przyjaciółką itd. "zawsze i wszędzie" razem to fikcja.
a gdy emocje są zbyt wielkie niejednokrotnie dochodzi do przemocy słownej, fizycznej, psychicznej, seksualnej.

a na to wszystko patrzą dzieci, które wcale nie są głupie i najczęsciej wiedzą wiecej niż rodzicom się wydaje.
Siaba