REKOLEKCJE IGNACJAŃSKIE

Jeśli chcesz się podzielić z innymi forumowiczami i gośćmi swoimi doświadczeniami w kontakcie z Bogiem, to jest właściwe miejsce :)

Moderatorzy: duszek_koordynator, Moderatorzy

Awatar użytkownika
migaweczka
Duszek
Posty: 1778
Rejestracja: sobota, 12 maja 2007, 16:24

REKOLEKCJE IGNACJAŃSKIE

Nieprzeczytany post autor: migaweczka »

"Ćwiczenia Duchowe - pisał sam św. Ignacy - są najlepszą rzeczą, jaką w tym życiu mogę sobie pomyśleć i w oparciu o doświadczenie zrozumieć, aby człowiek mógł i sam osobiście skorzystać i wielu innym przynieść owocną pomoc i korzyść".

Rekolekcje Ignacjańskie to forma modlitwy, w której ludzie w różnym wieku i z różnych środowisk mogą poszukiwać spotkania z Bogiem, odczuwać Jego bliskość i miłość oraz spotkać się z samym sobą w prawdzie. Nazywane są ignacjańskimi od imienia ich autora - św. Ignacego z Loyoli, założyciela zakonu jezuitów. Św. Ignacy nie jest twórcą tej metody. Opisał on swoje przeżycia i sposób, w jaki był prowadzony przez Boga. Książeczka Ćwiczeń opisująca treść Rekolekcji i sposób, w jaki należy je odprawiać, została zatwierdzona w 1548 roku przez papieża Pawła III.

Rekolekcje składają się z kilku etapów: Fundamentu (5 dni), czterech Tygodni (od I do IV) oraz Syntezy. Niedawno wróciłam z Fundamentu, o którym chciałabym trochę opowiedzieć. Pozostałe części Rekolekcji są mi jeszcze nieznane, więc jeśli ktoś chciałby więcej się o nich dowiedzieć, zapraszam na stronę Jezuitów w Zakopanem:
”Górka” w Zakopanem
Kiedy wybierałam dom rekolekcyjny, zupełnie naturalnie w moich myślach pojawiło się Zakopane i „Górka”, choć nie jest to najbliższy dom od mojego miejsca zamieszkania.

O samej metodzie Ignacjańskiej wiedziałam niewiele. Jakieś mgliste pojęcie o medytacjach i wyobrażeniu obrazu, nic więcej. Wiedziałam tylko tyle, że jadę na 5 dni milczenia, modlitwy, poszukiwań siebie i Boga. Do pierwszego wieczornego wprowadzenia do modlitwy porannej można było rozmawiać. Sprawy „techniczne”, ulokowanie się w pokoju, pierwsza Msza Święta w kaplicy rekolekcyjnej, kolacja, spotkanie wieczorne i... MILCZENIE. Wydawałoby się, że nie ma problemu z milczeniem. Chcę to milczę i już. Okazuje się jednak, że to wcale nie jest proste, bo w sytuacji, kiedy milczenie jest nakazane, chciałoby się coś powiedzieć, a kiedy zaczynają się medytacje, poruszenia i nowe doświadczenia, pojawia się potrzeba podzielenia się z kimś tym wszystkim. A tu nie ma możliwości (jeśli traktujesz regułę milczenia w stu procentach serio, a mnie się nie do końca udało), bo chodzi o to, żeby tymi doświadczeniami dzielić się z kierownikiem duchowym i z samym Bogiem.

Później dostaliśmy codzienny program, każdego dnia taki sam:
- Medytacja I – poranna (o 7.00)
- Śniadanie
- Wprowadzenie do modlitwy
- Medytacja II
- Lektura duchowa
- Konferencja
- Obiad
- Medytacja III (powtórkowa)
- Eucharystia w kaplicy rekolekcyjnej
- Kolacja
- Medytacja IV (powtórkowa, przed Najświętszym Sakramentem)
- Wprowadzenie do modlitwy porannej
- Rachunek Sumienia ("Kwadrans Szczerości").

Aby owocnie przeżyć Rekolekcje, trzeba spełnić kilka warunków, wśród których należy wymienić przede wszystkim:

- Szczere pragnienie przeżycia Ćwiczeń z pobudek religijnych i dobrowolna decyzja uczestniczenia w takiej formie rekolekcji.
- Przynajmniej wstępne praktykowanie przedłużonej codziennej modlitwy.
- Umiejętność zauważania i analizowania własnych przeżyć, uczuć i poruszeń wewnętrznych oraz postawa otwartości i wolności w dzieleniu się nimi z kierownikiem duchowym.
- Wewnętrzne skupienie i zachowanie całkowitego milczenia przez cały czas trwania rekolekcji.
- Właściwe przeżycie rekolekcji domaga się pewnej dojrzałości i równowagi psychofizycznej, dlatego są one przeznaczone głównie dla osób pełnoletnich.
[Źródło: http://www.rekolekcje.vel.pl]

Początki modlitwy poprzez medytację nie są łatwe. Nawet owo „wstępne praktykowanie przedłużonej codziennej modlitwy” nie daje obrazu, jak będzie wyglądało rozmyślanie według metody Ćwiczeń Duchowych (bo medytacja to nic innego, jak właśnie „rozmyślanie”). Czas, który wyznaczamy sobie na modlitwę nie powinien być krótszy niż 45 minut. Można go wydłużyć, jeśli poczuje się taką potrzebę, ale chęć jej skrócenia nie pochodzi już od Boga, tylko od złego. To szatan podrzuca modlącemu się myśl, żeby skończyć wcześniej, a następną medytację przedłużyć o ten brakujący czas. Nie należy iść na łatwiznę, nawet jeśli wydaje nam się, że nasza medytacja jest kiepska, bo jesteśmy roztargnieni albo już zmęczeni, bo ławka twarda, bo myśli nie chcą płynąć tak, jak powinny, bo brakuje wytrwałości. Nawet wtedy obecność nasza jest Bogu miła, bo wie On, że te wszystkie rozterki Jemu powierzamy i jesteśmy tu, w tej chwili, dla Niego. Wytrwanie określonego czasu da nam poczucie dumy i radości, świadomość wierności modlitwie i Bogu.

Każda medytacja powinna odbywać się według ustalonej kolejności:

1. Modlitwa przygotowawcza zwyczajna (znajduje się w Książeczce Ćwiczeń Duchowych pod numerem 46).
2. Uświadomienie sobie Bożej obecności – tej myśli, uświadomieniu sobie bliskości Boga, można poświęcić nawet 10-15 minut, aby dobrze wejść w prawdę o Bożej obecności.
3. 1 wprowadzenie – historia tego, co będziemy rozważać, czyli zapoznanie się z tekstem, którym może być fragment Pisma Świętego.
4. 2 wprowadzenie – wyobrażenie sobie czegoś, co pomoże nam skupić myśli na medytacji. Może to być miejsce modlitwy, może to być obraz z danego fragmentu Pisma Świętego, może to być Bóg Ojciec. Będzie to nasz punkt, do którego będziemy wracać z rozproszeń, jak latarnia morska dla statków zagubionych na morzu.
5. 3 wprowadzenie – prośba o owoc modlitwy. Prosimy Boga o łaskę, której potrzebujemy. Możemy poprosić o coś konkretnego, o zmianę postępowania, o cechę, której nie mam, jak cierpliwość, akceptację cierpienia, radość, pomoc w zrozumieniu czegoś itp. Bóg może dać nam to, o co prosimy, ale może też dać nam coś innego lub nic, ale musimy Go prosić.
6. Dalszy ciąg medytacji.
a) Należy słuchać, patrzeć i rozumieć – co mówi Bóg. To jest czas rozmowy z Bogiem, wsłuchiwania się w ciszę, w której przemawia do nas Pan. Czas rozmyślania o danym fragmencie Pisma, zatrzymania się nad zagadnieniem, które wyjątkowo nas porusza (tak przyciąga, jak i odpycha, poruszenia mogą być pozytywne i negatywne), które jest skierowane specjalnie do nas. Pozwalamy Bogu przepracowywać w nas problem, który wybrał „na dziś”, na czas tej medytacji. Poddajemy się Jego woli, Jego działaniu, Jego miłości.
b) To, co przykuje naszą uwagę jest materiałem, na podstawie którego mamy „wejść w siebie”, tzn. do swojego serca. Naszym zadaniem jest obserwowanie uczuć, emocji, poruszeń woli (są to pragnienie, pomysły uczynienia czegoś), które ten fragment Pisma w nas wzbudził. Zadajemy sobie pytanie: „Co to znaczy dla mnie ?”, „W jaki sposób oświetla moje życie –przeszłe, teraźniejsze i przyszłe ?”. To nie jest łatwe zadanie, bo musimy stanąć w prawdzie i poddawać osądowi Bożemu konkretne sytuacje i problemy naszego życia. Wszelkie uczucia podczas medytacji powinny pojawiać się naturalnie, spontanicznie, na poziomie serca. Jeśli ich nie ma, nie znaczy to, że medytacja jest zła. Bóg nie zawsze je zsyła. Czasem nie jest to dobra pora, więc należy pamiętać, że jeśli nie w tej medytacji, to w następnej może Bóg będzie chciał coś nam przekazać.
c) Moja odpowiedź – każda medytacja powinna się zakończyć konkretną zmianą. Nie musi to być nic wielkiego, wystarczy drobiazg, choć mała zmiana w naszym życiu. Czasem będą to jakieś podjęte życiowe decyzje, czasem osłabienie lęku czy innego „nieuporządkowanego uczucia”, wyzbycie się złości czy niechęci do kogoś, rozbudzenie jakiejś pozytywnej postawy czy umocnienie się w dobrej postawie itp. Jest to coś w rodzaju odpowiedzi sobie i Bogu na pytanie: „Jak odpowiem na przedstawioną mi przez Boga prawdę ?” i „Co ta prawda może wnieść do mojego życia ?”

7. Rozmowa końcowa – jest to serdeczna, bezpośrednia rozmowa z Bogiem, z Chrystusem lub z Matką Najświętszą. Taka rozmowa, jakby przyjaciel mówił do przyjaciela, albo sługa do swego pana. Można prosić o łaskę, przedstawić Bogu jakiś swój zły uczynek, przez który dręczy nas poczucie winy lub zwierzyć mu się ze swoich spraw i prosić o radę.
8. Refleksja po medytacji – po skończonej medytacji mamy czas na zastanowienie się, jak nam ta medytacja poszła. Jeżeli coś poszło źle, musimy przemyśleć jakie były tego przyczyny, żeby móc wyeliminować je następnym razem. Jeśli wszystko poszło jak trzeba, dziękujemy Bogu i następnym razem staramy się postępować podobnie. Teraz dopiero możemy zapisać jakieś notatki, refleksje, które są owocem medytacji. W czasie rozmyślań nie zapisujemy nic.

Powtórki.
W programie Rekolekcji zaznaczyłam, że dwie z czterech medytacji w ciągu dnia to tzw. powtórki medytacji. Może ich być nawet więcej niż dwie. Powtórki to sposób na pogłębienie przeżycia danej prawdy. Podczas powtórki nie korzystamy z nowych treści, ale wracamy do tych, nad którymi rozmyślaliśmy tego dnia, aby zgłębić je jeszcze bardziej sercem. Zatrzymujemy się wtedy nad punktami, które nas w jakiś sposób poruszyły, wzruszyły, zaniepokoiły, ucieszyły. Być może poczujemy, że jakiejś konkretnej treści jeszcze nie przemyśleliśmy do końca, a to oznacza, że Bóg ma nam coś jeszcze na ten temat do powiedzenia. Po medytacji odbywamy rozmowy końcowe, jak wcześniej.

Tematy, jakie poruszane były na medytacjach dotyczyły: życia jako drogi, której celem jest Bóg; człowieka jako Boskiego stworzenia; akceptacji siebie; obrazu Boga; celu człowieka; innych rzeczy stworzonych przez Boga dla człowieka (czyli reszty świata); modlitwy; zaproszenia na ucztę Pańską; przywiązania do rzeczy tego świata (materialnych) i rachunku sumienia.

Ignacjański rachunek sumienia inaczej nazywany jest „kwadransem szczerości”.
Jest on jednym z Ćwiczeń Duchowych.

Rachunek sumienia i spowiedź najczęściej kojarzy nam się z czymś przykrym. Przychodzimy do kościoła wystraszeni, zawstydzeni, że musimy komuś powiedzieć nasze grzechy, mamy obawy, co powie ksiądz, co sobie pomyśli o nas itd. W rezultacie więc nasz rachunek sumienia to nic innego, jak wyliczenie grzechów według przykazań, a spowiedź traktujemy jak nieprzyjemny, ale konieczny obowiązek. To tak, jakbyśmy przyszli do kościoła z ciężkim plecakiem pełnym grzechów, zrzucili go z ramion przy konfesjonale, a po spowiedzi założyli go znowu i poszli. Bardzo często wyrzucamy z siebie grzechy, dostajemy rozgrzeszenie, ale tak naprawdę sami sobie nie przebaczamy i ciężar poczucia winy zabieramy ze sobą. Tymczasem ignacjański rachunek sumienia to modlitwa odpowiedzialności. Rachunek sumienia to dialog osoby, która kocha w stu procentach, czyli Boga, i osoby, która uczy się kochać, czyli człowieka. W tym czasie stajemy w obecności Bożej, w prawdzie, uczciwie i szczerze. Bóg i tak wie o nas wszystko, znacznie więcej, niż my sami o sobie wiemy, więc ta postawa szczerości jest potrzebna przede wszystkim nam samym. Kiedy bowiem nie zgadzamy się na coś i „podrasowujemy” przed sobą swoje życie, nie zgadzamy się na siebie takich, jakimi stworzył nas Bóg i nie zgadzamy się na takiego Stwórcę, a to już jest przejaw pychy. Nie przyjmujemy prawdy, że Bóg stworzył nas z wielkiej miłości, a jeśli nie akceptujemy tego, to nigdy nie odczytamy woli Boga odnośnie naszego życia. Zawsze będziemy żyli w ułudzie.

Ignacjański Rachunek Sumienia składa się z 5 części:

1. Dziękować za dobro Bogu – za dary, za Jego hojność. Bóg tak dyskretnie nam je daje, że pozwala nam sądzić, iż jesteśmy właścicielami tych darów. Bóg daje bezinteresownie, czy my to doceniamy, czy nie. Bóg nie będzie nas kochał mniej, ale jeśli nie będziemy Mu dziękować, w naszej relacji z Nim będzie czegoś brakowało. Podziękowanie jest potrzebne nam, żebyśmy wiedzieli, że jesteśmy stworzeni, a nie że to wszystko nam się należy.

Przeglądnij swoją relację z Bogiem na poziomie wdzięczności, czy dziękujesz Mu ?

2. Prosić o łaskę poznania grzechów i odrzucenia ich – jeśli chcemy żyć tak, jak Bóg, musimy prosić Go o oświecenie naszego życia. Jeśli chcemy poznać prawdę o nas, musimy prosić Go o to.

3. Żądać od duszy zdania sprawy z całego dnia – przegląd całego dnia, ale nie chodzi tu o wyszukiwanie i wyliczanie grzechów. Grzechy, które nam się zdarzają są tylko bąblami na powierzchni wrzącej wody. Musimy pytać o przyczynę grzechu, żeby móc zdemaskować jego źródło („Nie byłem na mszy w niedzielę.” – ale dlaczego nie byłeś ?). W przeglądzie grzechów schodzimy do środka problemu, pytamy co się stało, zamiast zostać na powierzchni. Sięgamy do korzenia – DLACZEGO coś się wydarzyło.

4. Prosić o przebaczenie Boga – jeżeli w przeglądzie dnia wyjdą nam grzechy, pojawia się w nas skrucha i żal, chcemy, by Bóg nam przebaczył. Jeśli tak jest, to dobrze, ale jeśli czujemy złość, agresję i rozpacz (jestem beznadziejny, zły na siebie) przy przeglądzie grzechów, świadczy to o tym, że więcej nadziei pokładamy w pracy nad sobą niż w Panu Bogu i Jego działaniu. Wydaje nam się, że sami jesteśmy w stanie sobie poradzić. Pan Bóg nie zraża się naszymi niepowodzeniami, nie będzie nas kochał mniej, ponieważ Boska miłość nie jest uzależniona od tego, jak nam idzie ta praca nad sobą. Jeśli góruje w Tobie wstyd, złość i agresja, zadaj sobie pytanie: „Czy wierzę w Boże Miłosierdzie ?”, „Czy wierzę w przebaczenie ?” Jeśli góruję te negatywne uczucia, to znak, że nie godzisz się na to, że jesteś słaby, nie przebaczyłeś sobie samemu. Pomyśl, jak mało w spowiedzi jest radości. Nie ma radości, bo nie wiemy, do kogo wracamy, nie znamy prawdziwego obrazu Pana Boga. Pamiętasz opowieść o synu marnotrawnym ? Jesteśmy przecież takimi marnotrawnymi dziećmi, które wracają do Ojca w sakramencie pojednania. Co zrobił ojciec z przypowieści ? Jaki więc obraz Boga Ojca jest dla nas wzorem w rachunku sumienia i spowiedzi świętej ?

5. Postanowić poprawę przy Jego łasce – wyjście w przyszłość. Nie mów, że nigdy nie popełnisz ponownie jakiegoś grzechu. Może przyjść pokusa, której się nie oprzesz i upadniesz.
Powiedz: „Przy pomocy łaski Bożej postaram się z łaską Bożą współpracować, aby nie upaść”.


Rekolekcje Ignacjańskie nie każdemu odpowiadają jako forma modlitwy i spotkania z Bogiem, ale warto spróbować, by ją poznać. Przez 5 dni rekolekcji przeżyłam wiele poruszeń, które zmieniły moje postrzeganie świata i siebie samej. Zmienił się obraz Boga, który w sobie nosiłam. Teraz wiem z całą pewnością, że Bóg jest kochającym, miłosiernym Ojcem, który trzyma mnie w ramionach i troskliwie się mną opiekuje.

Wybrane fragmenty Pisma wykorzystane do medytacji:

Albowiem ja, Pan twój, Bóg,
ująłem cię za prawicę
mówiąc ci: <<Nie lękaj się,
przychodzę Ci z pomocą.>>
Iz 41, 13


Oto wyryłem cię na obu dłoniach.
Iz 49, 16


Przypatrzcie się ptakom w powietrzu: nie sieją ani żną i nie zbierają do spichlerzy, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż wy nie jesteście ważniejsi niż one ?
Mt 6, 26


Bo góry mogą ustąpić i pagórki się zachwiać, ale miłość moja nie odstąpi od ciebie i nie zachwieje się moje przymierze pokoju,
mówi Pan, który ma litość nad tobą.
Iz 54, 10


Nikt zaś z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie: jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana. I w życiu więc i w śmierci należymy do Pana.
Rz 14, 7-8

Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa,
On napełnił nas wszelkim błogosławieństwem duchowym
na wyżynach niebieskich - w Chrystusie.
Ef 1, 3


W Nim dostąpiliśmy udziału my również,
z góry przeznaczeni zamiarem Tego,
który dokonuje wszystkiego zgodnie z zamysłem swej woli,
po to, byśmy istnieli ku chwale Jego majestatu -
my, którzyśmy już przedtem nadzieję złożyli w Chrystusie.
Ef 1, 11-12


Chwalę Cię, Panie, całym sercem,
opowiadam wszystkie cudowne Twe dzieła.
Cieszyć się będę i radować Tobą,
psalm będę śpiewać na cześć Twego imienia, o Najwyższy.
Ps 9, 2-3

Wszystko mi wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść. Wszystko mi wolno, ale ja niczemu nie oddam się w niewolę.
1 Kor 6, 12


Ciekawe strony www związane z Ignacjańską Duchowością:

Rekolekcje Ignacjańskie
Wprowadzenia do modlitwy
Medytacje
Święta Przestrzeń
Kwadrans Szczerości
Terminy rekolekcji w poszczególnych domach
Awatar użytkownika
teofizyk
Posty: 129
Rejestracja: czwartek, 1 maja 2008, 09:44

Re: REKOLEKCJE IGNACJAŃSKIE

Nieprzeczytany post autor: teofizyk »

migaweczka pisze: "Ćwiczenia Duchowe - pisał sam św. Ignacy - są najlepszą rzeczą, jaką w tym życiu mogę sobie pomyśleć i w oparciu o doświadczenie zrozumieć, aby człowiek mógł i sam osobiście skorzystać i wielu innym przynieść owocną pomoc i korzyść".
Cwiczenia duchowe... Medytacje... Warto sprobowac...
Ciesze sie, ze jedna z uczestniczek jest nimi bardzo rozentuzjazmowana, ze nie uwaza tego ani za nude, ani za czas stracony, a tak zapewne czesc ludzi, kto wie czy nie wieksza, wlasnie by zareagowala. :)

Nie dowiadujemy sie jeszcze jakie sa konkretne "zyski" z takich medytacji ale mam nadzieje, ze autorka podzieli sie z nami, jesli nie wlasnymi przezyciami, to jakimis ogolniejszymi, ktore moga dotyczyc kazdego. Co zmienia sie w czlowieku po medytacji? Co przezywa w trakcie? I wiele tego typu pytan...

migaweczka o zmianach odpowiada tylko jednym zdaniem (no - dwoma :) ):
migaweczka pisze: "Zmienił się obraz Boga, który w sobie nosiłam. Teraz wiem z całą pewnością, że Bóg jest kochającym, miłosiernym Ojcem, który trzyma mnie w ramionach i troskliwie się mną opiekuje."
Nie chce znowu zostac posadzony o szukanie dziury w calym albo o chec obrazania kogos... Ale bedac obecny na tym Forum juz kilka miesiecy pamietam, ze "obraz Boga" migaweczki byl - dokladnie taki! Bog to Ojciec. Kilka miesiecy temu mozna mu bylo nawrzucac (ze sie swym dzieckiem nie najlepiej zajmuje etc., ze woli zeby mu wykrzyczec, etc.). Czy w ciagu pieciu dni rekolekcji doszlo do swiadomosci zainteresowanej, ze jednak sie zajmuje dobrze i troskliwie? Czy moze odkryla, ze milosc Boga jest inna od milosci ludzkiej, ktora koniecznie chcielimy wczesniej Bogu przypisac? Ze nie jest taka ckliwa i sentymentalna?
Czyli, ze wlasciwie obraz Boga sie nie zmienil - zmienilo sie zrozumienie stosunku Boga do czlowieka! Ciekawe doswiadczenie.
migaweczka pisze: Kiedy bowiem nie zgadzamy się na coś i „podrasowujemy” przed sobą swoje życie, nie zgadzamy się na siebie takich, jakimi stworzył nas Bóg i nie zgadzamy się na takiego Stwórcę, a to już jest przejaw pychy. Nie przyjmujemy prawdy, że Bóg stworzył nas z wielkiej miłości, a jeśli nie akceptujemy tego, to nigdy nie odczytamy woli Boga odnośnie naszego życia. Zawsze będziemy żyli w ułudzie.
Zeby nie przedluzac juz niepotrzebnie skrotowo zapytam - a dlaczegoz to z "Kiedy bowiem nie zgadzamy się na coś", poprzez "nie zgadzamy się na siebie takich, jakimi stworzył nas Bóg" wynika "nie zgadzamy się na takiego Stwórcę"????????

Wydaje mi sie, ze blad tkwi w drugim czlonie ("nie zgadzamy się na siebie takich, jakimi stworzył nas Bóg"). Zaprzecza on bowiem wolnosci czlowieka. W rachunku sumienia moge byc niezadowolony z wlasnych moralnie nieciekawych czynow, ale nie z tego jaka osoba zostalem stworzony.

Chyba, ze chcesz powiedziec, ze czlowiek moglby oskarzac wszechwiedzacego Boga - Stworzyciela wszechrzeczy o swoje wlasne winy, ktore wlasnie dzieki temu stworzeniu sie pojawily i czlowiek nie jest za nie w zaden sposob odpowiedzialny - tylko Bog!

Zaprzecza to i wolnosci i dynamizmowi osoby ludzkiej (na przyslowiowej zasadzie: "jakiegos mnie Panie Boze stworzyl - takiego mnie masz" :) ).

Albo wiec tkwi tu gdzies blad - albo, jak zwykle, ja cos opacznie zrozumialem :) Zapewne to drugie! :) Wydaje mi sie to jednak istotne, bo moze nam grozic tym, o czym wspomina migaweczka, ze: "Zawsze będziemy żyli w ułudzie".
Awatar użytkownika
migaweczka
Duszek
Posty: 1778
Rejestracja: sobota, 12 maja 2007, 16:24

Re: REKOLEKCJE IGNACJAŃSKIE

Nieprzeczytany post autor: migaweczka »

teofizyk pisze:Nie dowiadujemy sie jeszcze jakie sa konkretne "zyski" z takich medytacji ale mam nadzieje, ze autorka podzieli sie z nami, jesli nie wlasnymi przezyciami, to jakimis ogolniejszymi, ktore moga dotyczyc kazdego. Co zmienia sie w czlowieku po medytacji? Co przezywa w trakcie? I wiele tego typu pytan...
(...)
Nie chce znowu zostac posadzony o szukanie dziury w calym albo o chec obrazania kogos... Ale bedac obecny na tym Forum juz kilka miesiecy pamietam, ze "obraz Boga" migaweczki byl - dokladnie taki! Bog to Ojciec. Kilka miesiecy temu mozna mu bylo nawrzucac (ze sie swym dzieckiem nie najlepiej zajmuje etc., ze woli zeby mu wykrzyczec, etc.). Czy w ciagu pieciu dni rekolekcji doszlo do swiadomosci zainteresowanej, ze jednak sie zajmuje dobrze i troskliwie? Czy moze odkryla, ze milosc Boga jest inna od milosci ludzkiej, ktora koniecznie chcielimy wczesniej Bogu przypisac? Ze nie jest taka ckliwa i sentymentalna?
Czyli, ze wlasciwie obraz Boga sie nie zmienil - zmienilo sie zrozumienie stosunku Boga do czlowieka! Ciekawe doswiadczenie.
(...)
a dlaczegoz to z "Kiedy bowiem nie zgadzamy się na coś", poprzez "nie zgadzamy się na siebie takich, jakimi stworzył nas Bóg" wynika "nie zgadzamy się na takiego Stwórcę"????????

Wydaje mi sie, ze blad tkwi w drugim czlonie ("nie zgadzamy się na siebie takich, jakimi stworzył nas Bóg"). Zaprzecza on bowiem wolnosci czlowieka. W rachunku sumienia moge byc niezadowolony z wlasnych moralnie nieciekawych czynow, ale nie z tego jaka osoba zostalem stworzony.

Chyba, ze chcesz powiedziec, ze czlowiek moglby oskarzac wszechwiedzacego Boga - Stworzyciela wszechrzeczy o swoje wlasne winy, ktore wlasnie dzieki temu stworzeniu sie pojawily i czlowiek nie jest za nie w zaden sposob odpowiedzialny - tylko Bog!

Zaprzecza to i wolnosci i dynamizmowi osoby ludzkiej (na przyslowiowej zasadzie: "jakiegos mnie Panie Boze stworzyl - takiego mnie masz" :) ).

Albo wiec tkwi tu gdzies blad - albo, jak zwykle, ja cos opacznie zrozumialem :) Zapewne to drugie! :) Wydaje mi sie to jednak istotne, bo moze nam grozic tym, o czym wspomina migaweczka, ze: "Zawsze będziemy żyli w ułudzie".
Dużo pytań Teofizyku, dużą odpowiedzialnością mnie obarczasz prosząc o odpowiedź na nie, ale postaram się sprostać choć w części :)

"Światło zgaśnie w rękach temu, kto go nie chce dać drugiemu"
[fragm. z książki "Zraniony Pasterz" Daniela Ange]

Powyżej opisałam ogólnie, jak wyglądają rekolekcje ignacjańskie i czego się można spodziewać, decydując się na Fundament. Podczas medytacji i modlitw rosło we mnie przekonanie, że po powrocie powinnam się podzielić tym, co przeżyłam z innymi. Trochę trwało, zanim się na to zdecydowałam, ale już dojrzałam do opisania części swoich przeżyć i spotkań z Bogiem. Nie wiem czy powinno się owoce rekolekcji nazywać "zyskami", ale w sumie czemu nie :) W końcu zyski nie kojarzą się jedynie ze światem materialnym.
Przede wszystkim powinnam chyba wyjaśnić temat obrazu Boga, mojego obrazu Boga i jego (owego obrazu) przemiany. Na początek: obraz Boga sam w sobie jest niezmienny, ale mój obraz Boga (czyli to, jak ja Boga widzę) podlega zmianom. Wedle tego wyjaśnienia - mój obraz Boga zawsze dotyczył Boga jako Ojca, ale to była taka lekko mglista świadomość. Wierzę, choć nie doświadczyłam tej ojcowskiej Miłości (tak mi się wydawało, że nie doświadczyłam, a tymczasem ja jej po prostu nie widziałam). Obraz dość zamglony, niepewny, nie oparty na niczym konkretnym, a więc zagrożony w każdej chwili rozsypaniem się, jak rusztowanie, z którego ktoś wyjmie jeden element i się zawali. Bóg zaprowadził mnie na te rekolekcje, aby dać mi podstawy do budowania mocnego gmachu mojej wiary. Na razie są to właśnie fundamenty, ale tym razem są mocne i wciąż na nowo umacniane przez Boga i Jego Słowo. W ciągu tych pięciu dni przeszłam intensywną "edukację w Miłości". Poruszając się w dobranych przez ojców jezuitów tematach poznawałam siebie, Boga i relację z Nim. To zupełnie inne uczucie niż odmawianie modlitw takich jak Różaniec, Anioł Pański czy Koronka do Miłosierdzia Bożego (odmawiam je również, bo są według mnie równie ważne, ale to inny sposób modlitwy).
Kiedyś wszelkie żale i smutki chowałam w sobie, a one mnie dręczyły. Bóg o nich wiedział, ale nie zanosiłam Mu ich, bo nie sądziłam, że to w czymś pomoże, coś zmieni. Poza tym trochę dziwnym wydawało mi się, że mam Mu zanosić również jakieś złe rzeczy, złe uczucia. Przecież skoro to grzech (a człowiek powinien dążyć do ideału), to nie powinien w ogóle mieć miejsca, więc najlepiej go wcisnąć w jakiś kąt i zapomnieć o nim - myślałam. Jednak to nie jest takie proste. Pamięc mojego sumienia jest bardzo dobra, niestety. Pamięta ono długo każdy "zgrzyt" w moim życiorysie i zamęcza mnie tym. Dowiedziałam się podczas rozmów z przewodnikiem duchowym, że moje sumienie to tzw. sumienie delikatne (nazwa pochodzi z książeczki ćwiczeń duchowych św. Ignacego). Jest to sumienie, które bardzo silnie reaguje na wszystko, co spotyka człowieka i wciąż daje o sobie znać, nawet wtedy, gdy nie popełniło się grzechu. Takie jest moje sumienie. Wciąż mnie "musztruje". Mój przewodnik duchowy zwrócił mi uwagę na to, że mimo tego, że trudno z takim sumieniem żyć, jest ono wyjątkowe i z czasem współpracowanie z nim przyniesie owoce miłe Bogu. Zaczęłam więc inaczej postrzegać tę wrażliwość na życiowe doświadczenia i zrozumiałam, że to te złe doświadczenia i uczucia należy Bogu zanieść przede wszystkim. Złożyć je w Jego ręce i prosić o łaskę zabrania ich... Taka postawa świadczy o pokorze człowieka i pomaga uświadomić sobie swoją słabość i małość wobec wszechmocy Boga.

Podczas jednej z konferencji ojciec przedstawił nam kilka obrazów Boga, jakie mają ludzie. Przytoczę je tutaj, bo to ciekawe zagadnienie, które pomogło mi zrozumieć, gdzie ja sama jestem i jak dążyć do tego, by znaleźć się w "odpowiedniej przegródce".

Tematem wspomnianej konferencji była MODLITWA jako akt wiary. Tak jak wiara jest dynamiczna, rozwija się i to, jaki obraz Boga nam daje, od tego będzie zależało to, jak nasza modlitwa wygląda. A zatem...

* najbardziej fundamentalnym aktem wiary jest wiara, że BÓG ISTNIEJE.
- modlitwa człowieka, który wierzy tylko w to, że Bóg istnieje, to klepanie pacierzy.

* drugi stopień wiary to wiara w Pana Boga - Sędziego: BÓG SĘDZIA.
- jesteśmy odpowiedzialni przed Bogiem, a Bóg jest sprawiedliwy. Za dobre daje nam nagrody, a za złe kary (wg katechizmu), więc trzeba się modlić, żeby nie ukarał. Jest to relacja niewolnika do pana.

* trzeci stopień wiary to wiara w to, że Bóg jest wszechmogący: BÓG WSZECHMOGĄCY.
- modlitwa sprowadza się do samych próśb. Kiedy jednak okazuje się, że Bóg nie daje tego, o co prosimy, doświadczamy rozczarowania. Pojawia się kryzys, który sprawia, że spadamy do poziomu drugiego albo przezwyciężamy ów kryzys i dochodzimy do stopnia czwartego.

* czwarty stopień wiary to: BÓG MĄDRY.
- Bóg w swojej mądrości nie da nam czegoś niedobrego dla nas. Modlitwa zmienia się w: "Daj, ale jeśli uznasz, że Ty, Panie, tego chcesz".

* piąty stopień wiary to: BÓG KOCHA.
- dopiero na tym (ostatnim już, najwyższym) stopniu to jest właściwa relacja do Pana Boga. To jest poziom miłości.

Zdarza się, że stopnie te się przeplatają. W zależności od tego, jak wyobrażamy sobie Boga, taka jest nasza modlitwa. Kiedy zmienia się nasz obraz Boga, zmienia się i sposób modlitwy (nie jej rodzaje, lecz sposób i nasze zaangażowanie w nią). Nigdy wcześniej nie zastanawiałam się nad obrazem Boga, jaki noszę w myślach. Teraz wiem już, że wędruję między kilkoma z opisanych wyżej poziomów, a celem moim jest dążenie do tego najwyższego - poziomu miłości. Mam świadomość tego, że modlitwa to dialog dwóch osób - tej, która kocha w stu procentach (Boga) i tej, która uczy się kochać (człowieka), a więc nie jest najważniejszym to, czy moja modlitwa jest piękna i pełna wzniosłych słów, ale to w jaki sposób zwracam się w niej do Ojca. Muszę dać Bogu dowód na to, że zależy mi na spotkaniu z Nim, na tej rozmowie. On decyduje, czy dziś ma mi coś do powiedzenia, czy chce mnie teraz czegoś nauczyć, a moim zadaniem jest prosić Go o łaskę otwarcia się na Jego nauki. To nie jest łatwe, przynajmniej dla mnie, ale za każdym razem, kiedy udało mi się naprawdę otworzyć na Niego, otrzymywałam niezwykły dar. Dary te, otrzymywane podczas medytacji, nazywają sie poruszenia. Chodzi o to, że dzieje się coś, co nas porusza, budzi nasze serce i daje pewność, że sprawcą tego poruszenia był sam Bóg. Pomocne w poszukiwaniu poruszeń są ćwiczenia zadawane przez ojca podczas wprowadzeń do medytacji. Nie są one obowiązkowe, nie trzeba ich wszystkich wykonywać, ale jeśli ktoś czuje, że chce je wykonać - to znaczy, że poprzez to ćwiczenie Bóg chce mu coś przekazać. Ja nie wykonałam jednego z ćwiczeń, bo czułam, że nie potrafię, że jeszcze nie czas na nie. Nad drugim myślałam cały dzień, tzn. miałam je w pamięci i wciąż odkładałam na później, bo nie czułam się na siłach, by je wykonać. To Bóg dodał mi odwagi, bo ćwiczenia te są trudne ze względu na to, że trzeba wejść w samego siebie, bez oszukiwania i koloryzowania. Trzeba stanąć w prawdzie z całym swoim jestestwem, czy jest ono dobre czy złe. Człowiek ma tendencję do "zatajania przed samym sobą" spraw, które nie pasują do jego wizji idealnego siebie. Przyznaję, że sama mam taką tendencję, dlatego jest mi trudno, kiedy przychodzi czas na wejście w siebie. Ale Bóg zawsze pomaga mi dodając odwagi. Nie chodzi więc o ckliwość czy sentymentalizm Boga. Jego Miłość pomaga mi poznać samą siebie taką, jaka jestem naprawdę i zgodzić się na to. Tu dochodzimy do niegodzenia się na siebie, a więc niegodzenia się na Boga, który mnie taką stworzył. Nie wiem, Teofizyku, czy zdołam wytłumaczyć to, o co mi chodziło, kiedy pisałam o niezgodności. Spróbuję. Bóg - Boski Garncarz - tworzy mnie z gliny. Formuje na kształt naczynia i pojawiam się na świecie. Żyję. Z każdym dniem przybywa mi doświadczeń, a Bóg jest gdzieś na uboczu mojego życia, sama Go tam umieszczam wybierając inne rzeczy jako ważniejsze. Oddalam się od Niego. Moje życie przestaje mi się podobać, przestaje mnie cieszyć. Ja sama przestaję się sobie podobać. Zwracam uwagę na to, że nie podobam się innym, więc sobie tez się nie podobam. I pewnego dnia pojawia się we mnie bunt: "Boże, jak mogłeś mnie stworzyć taką okropną ? Po co w ogóle powołałeś mnie na świat, kiedy moje życie jest takie beznadziejne i nie ma najmniejszego sensu ? To niemożliwe, żebyś był dobrym, kochającym swoje stworzenia Bogiem, skoro mnie jest tak źle, a Ty nic z tym nie robisz. Nie wierzę w Ciebie. Nie zgadzam się na to, że mnie stworzyłeś." - taki mechanizm świadczy o tym, że można poprzez nieakceptowanie siebie nie zgadzać się na Stwórcę. Czy teraz rozumiesz, co miałam na myśli ? :) Ja przeszłam przez te etapy, choć nie uświadamiałam sobie, że rzeczywiście nie zgadzam się na mojego Boga. Wierzę w Niego i wierzyłam, ale nie mogłam pojąć, dlaczego mnie zostawił samą z tyloma rozterkami i zagubieniem w życiu. Podczas rekolekcji zrozumiałam, że to ja Jego zostawiłam... Nie zgadzałam się na Jego plan i koniecznie chciałam, żeby to On swoją wszechmocą wykonał MÓJ plan na życie. Żeby sprawił to, czego JA pragnę. Po powrocie z rekolekcji ktoś dla mnie ważny powiedział mi, że musimy bardzo dobrze przemyśleć to, o co prosimy Boga dla siebie, bo otrzymywane od Niego dary to ogromna odpowiedzialność. Długo ta myśl we mnie siedziała i nadal siedzi. Smakuję ją, zagłębiam się w tym krótki zdaniu. Musimy być odpowiedzialni i z rozsądkiem prosić Boga o dary, bo On nam może dać to, o co poprosimy, ale czy to będzie dla nas dobre ? Czy chcemy otrzymać jakiś dar, którego pragniemy, kosztem zejścia na złą drogę ? Jeśli poddamy się Jego planowi, mamy pewność, że to, co nam da będzie właściwe. Wiem, że to trudne, poddać się Bogu i Jego decyzjom. Nie zawsze potrafię Mu zaufać, szczególnie kiedy wydarza się coś wyjątkowo trudnego do zrozumienia, jak śmierć kogoś bliskiego, wypadek, choroba, wielkie pragnienie czegos, co się nie spełnia. Nie wiem jak zachowam się w przyszłości, kiedy spotka mnie coś trudnego, ale pamiętam wciąż o tym, że każdy żal, każdą złość i rozdarcie powinnam zanieść Bogu. Przed Nim złożyć wszystko (nawet wykrzyczeć i nawrzucać Mu...), co mnie boli i słuchać, czekać, być w Jego obecności, czuć Jego bliskość. To koi.

Pojechałam na rekolekcje z wieloma problemami w sercu. Przytłaczał mnie świat, moje życie, moje kompleksy i wiele innych rzeczy pojawiających się w moim życiu. Nie sądziłam, że 5 dni może tak wiele w tym moim chaosie zmienić. Uczucia nieuporządkowane - tak to się nazywa u św. Ignacego. Mamy uczucia uporządkowane i nieuporządkowane, a celem naszym powinno być dążenie do opanowania chaosu uczuć nieuporządkowanych. Nie wolno porządkować ich samemu, bo można się jeszcze bardziej zaplątać. Trzeba to robić w obecności Boga. Pierwsze spotkania z ojcem, jego nauki, traktowałam z dystansem. Nie mogłam objąć tego rozumem. Jak to - porządkować chaos uczuć w obecności Boga ? A czym to się różni od zastanowienia się nad sobą i przemyślenia pewnych spraw bez Niego ? Zrozumiałam na pierwszej medytacji. To nie może być podejście rozumowe. Nie mogę sie upierać, żeby wszystko przepracowywać rozumem, bo do spotkania Boga potrzebne jest serce. Nie wolno podczas medytowania zapisywać nic, żeby się nie rozpraszać, więc nie zapisałam wszystkich myśli, które wtedy do mnie przyszły z wnętrza mnie i z zewnątrz (czyli od Boga), ale może to i dobrze. Pewne myśli są tylko do wiadomości medytującego i Boga. Nie trzeba ich zapisywać czy zapamiętywać. One mają za zadanie wygładzić zmarszczki duszy, które pojawiają się, kiedy zbyt wiele rozterek przygniata człowieka do ziemi. Na początku miałam wrażenie, że ta cała metoda jest strasznie sztuczna, bo trzeba kolejno odmawiać odpowiednie modlitwy, po kolei odprawiać określone wprowadzenia, w odpowiednim momencie modlitwy medytować itd. Dziwne mi się to wydawało. I czas wydawał mi się długi - minimum 45 minut. Oczywiście wybrałam te minimalne 45 minut, z obawy, że nie dam rady dłużej się modlić, więc lepiej mieć możliwość przedłużenia medytacji, niż ją skracać (chęć skrócenia medytacji pochodzi od złego ducha, którego nie należy słuchać - wytrwanie zrodzi radość z wierności Bogu i modlitwie). Nadszedł jednak dzień, w którym nagle poczułam, że czasu na bycie z Bogiem jest mi mało. Te 45 minut minęło, jakby to była minuta, nawet nie zauważyłam kiedy. Przesiedziałam wtedy z Bogiem ponad dwie godziny. W ciszy, otulona Jego miłością. Czułam nieopisany spokój, jakby na ten czas zabrał moje wciąż dręczące mnie sumienie, położył je na dłoni i głaskał, jak się głaszcze płaczące dziecko, żeby je pocieszyć i uspokoić. On tulił moje sumienie, a ja odpoczywałam pełna pokoju. Nigdy czegoś takiego wcześniej nie czułam. To właśnie jest poruszenie, jedno z kilku, którymi Bóg mnie obdarował podczas tych rekolekcji.
Drugie, większe niż inne, poruszenie pojawiło się po jednym z ćwiczeń. Mieliśmy w obecności Boga (wszystkie ćwiczenia należy wykonać w Jego obecności i bliskości) wymyślić min. 20 odpowiedzi na pytanie "Kim jestem?". Niby proste, a jak zaczęłam myśleć, to z trudem je wykombinowałam. Nie będę ich tu wypisywać, bo nie są istotne dla tego świadectwa. Kiedy skończyłam ćwiczenie, czułam się zmęczona tym odpowiadaniem, wnikaniem w siebie. Nie miałam już siły na wiele więcej, więc w ciszy myśli siedziałam przed Panem z tymi odpowiedziami. Po chwili przeczytałam je jeszcze raz i powiedziałam w myślach do Boga: "No dobrze Panie Boże, ja swoje ćwiczenie zrobiłam. Nie wiem czy dobrze czy źle, ale przyłożyłam się do niego, jak umiałam najlepiej. Teraz Twoja kolej. Kim jestem DLA CIEBIE ?" I pojawił się w mojej głowie błysk, jak wtedy, gdy w zupełniej ciemności ktoś nagle na sekundę zapali jakieś silne źródło światła, a wraz z tym błyskiem pojawiło się jedno słowo: "Skarbem". Byłam zaskoczona, zszokowana nawet. W jakiejś literaturze przygodowej autor napisałby o tym uczuciu: "dech mi zaparło". Pierwsze zetknięcie ze Słowem Boga, tak bliskie, bo we mnie. Skąd mam pewność, że to nie była moja wyobraźnia ? Pytałam o to mojego przewodnika duchowego na rozmowie. Mam pewność, że to była odpowiedź Ojca, bo mnie to słowo wśród 23 odpowiedzi, które z trudem wymyśliłam, nie przyszło do głowy w ogóle... Tak wyglądają poruszenia. Moje serce cały dzień i nawet następny wciąż na nowo odtwarzało tę chwilę i ten błysk. Przewodnik duchowy zapytał mnie: "I wystarczy Ci to, co wtedy przeżyłaś?" Zastanowiłam się przez chwilę: "Tak. Na tamtą chwilę wystarczyło. Na jakiś czas da mi to wspomnienie powera do życia, ale wiem, że czeka mnie więcej takich darów od Boga i chcę o nie prosić."
Jeszcze jedno poruszenie opiszę. Medytacja dotyczyła człowieka jako stworzenia. Mieliśmy wyobrazić sobie siebie w dłoniach Boga, którymi kształtuje nas On na swoje podobieństwo (2 wprowadzenie - wyobrażenie). Wrócę do tego tematu w medytacjach, bo jest w nim ćwiczenie, którego nie potrafię zrobić. Myślę, że z czasem Bóg mnie doprowadzi do jego wykonania. Po tej medytacji płakałam, kiedy uświadomiłam sobie, jak wielkim darem jest moje życie, z którego w swoim egoizmie nie potrafiłam się cieszyć. Jak ważna jestem dla Boga, skoro zamiast kogoś innego na moje miejsce stworzył właśnie MNIE. Ale wracając do poruszenia... Otrzymałam dwa piękne "dialogi" od Pana, które tu wpiszę:

- Co widzisz, Panie, kiedy na mnie patrzysz ?
- "Ziarnko piasku."
- Dlaczego ziarnko piasku, Panie ?
Po tym pytaniu otrzymałam odpowiedź bez słów. Taki rodzaj pewności, że usłyszałam odpowiedź, choć słowa nie padły: stwarzając piach Bóg tworzył każde ziarenko osobno i nad każdym pochylał się z taką samą troską, jak teraz pochyla się nade mną, choć jestem jednym z kilku milionów Jego umiłowanych dzieci.


Dialog bez słów, kolejny dar pewności, że usłyszałam go mimo, że słowa nie padły: kiedy pojawiłam się na świecie, Pan przyszedł, by mnie na nim powitać i przyniósł prezent urodzinowy dla mnie, którym był cały piękny świat, stworzony właśnie dla mnie. Bóg, Tata przyniósł mi świat mając nadzieję, że nie będę się go obawiałą, skoro wyszedł z Boskich rąk.

Najbardziej zaskakującym obrazem, jaki mieliśmy sobie wyobrazić (w każdej medytacji było to inne wyobrażenie, którego widok miał nam pomagać się skupić na Bogu i nie rozpraszać się), był dla mnie widok Boskich dłoni z wyrytym na nich MOIM imieniem. Zamknęłam oczy i prosząc Boga o ten obraz czekałam ufnie, że zobaczę Jego dłonie. I zobaczyłam. Duże, mocne dłonie, trochę spracowane. Patrząc na nie czułam, że są ciepłe, nie musiałąm ich dotykać, by to sprawdzić, a na środku tych dwóch złączonych Boskich dłoni widniało moje imię, w takiej formie, którą zwracają się do mnie bliskie mi osoby, która niesie ze sobą ogormny ładunek miłości.

Bóg okazuje swoją Miłość wszystkim, ale nie każdy Go usłyszy. Po to jest reguła ciszy w czasie rekolekcji i odosobnienie. Kilka razy tę regułę złamałam (nie ja jedna zresztą), ale za każdym razem czułam, że to nie było dobre, że to nie pomaga mi uczyć się obcowania z Bogiem. Teraz wiem, że na I Tygodniu, na który się wybieram za rok, potraktuję tę regułę jeszcze poważniej i z pełną odpowiedzialnością.

Bóg odpowiedział na wiele moich pytań, nawet tych niewypowiedzianych. Szczególnie na te niewypowiedziane dostałam odpowiedź. Pojechałam tam z jednym uświadomionym pragnieniem, a reszta po prostu we mnie była. Bóg w swojej dobroci pomógł mi je wydobyć na światło dzienne i przemyśleć, przemodlić. W wielu sprawach otrzymałam pokój. Poczułam akceptację swojego życia, siebie samej, swojego otoczenia. Wiem, że potrzebuję obecności Boga w każdej chwili swojego życia i wracam do Niego w medytacjach. Nie jest ich już tak dużo, jak w czasie rekolekcji, ale czuję, że Bóg nie gniewa się o to. Bóg w ogóle nigdy się nie gniewa. To nasi Aniołowie Stróżowie moga się wkurzyć, kiedy robimy coś nie tak, ale nie Bóg. Jego Miłość jest doskonała, wolna od złości. Nie ma możliwości, by Bóg się na nas pogniewał, obraził czy odwrócił twarz, kiedy do Niego przyjdziemy z największymi nawet grzechami.
Wspomniałam też w poprzednim poście o Ignacjańskim Rachunku Sumienia i ogólnie o spowiedzi. Dla nas spowiedź często jest przykrym doświadczeniem, ale to wynika z tego, jaki obraz Boga nosimy w sercu. Np. jeśli Bóg jest dla nas Sędzią, będziemy się Go bać, a więc będziemy bać się spowiedzi. Tymczasem to powinno być radosne doświadczenie, bo syn (córka) powraca do Ojca.

[Łk 15, 20-24]
Wybrał się więc i poszedł do swojego ojca. A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. A syn rzekł do niego: "Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem". Lecz ojciec rzekł do swoich sług: "Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi! Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się". I zaczęli się bawić.

Dlatego myślę, że warto zagłebić się w "kwadrans szczerości" i pozwolić Bogu działać w nas cuda.
Mam nadzieję, że udało mi się zaspokoić twoją ciekawość Teofizyku. Na zakończenie specjalne motto dla Ciebie, który tak lubisz dzielić włos na czworo i analizować wszystko rozumem:

"Jeżeli potrafisz Go zrozumieć, to nie jest On Bogiem" [św. Tomasz]

Zajrzyj, jeśli chcesz ---> Muzyczna refleksja - "Jesteś tym"

Z Bogiem ! :)
Elli
Posty: 350
Rejestracja: wtorek, 12 lutego 2008, 00:04

Re: REKOLEKCJE IGNACJAŃSKIE

Nieprzeczytany post autor: Elli »

DZIĘKI Migaweczko,za Twoją relację i przede wszystkim,że chcesz podzielić się z nami Swoimi przeżyciami i przemyśleniami[nie mogę powiedzieć tego samego o Twoim przedmówcy,który ciągle "atakuje " ,a sam nie wnosi nic,co potrafiłoby budować- ale to tylko mała dygresja - wybacz].
Czytałam z olbrzymim zainteresowaniem Twój przekaz,jesteś młodą ,bardzo wrażliwą Osobą - ja w Twoim wieku nie miałam takich możliwości,tym bardziej wsłuchałam się w Twoją relację.
Powiem Ci tylko,że ja jako bardzo młoda osoba jeżdziłam co roku na Górę Św.Anny ,
i właśnie tam przeżywałam ...COŚ niesamowitego,te kazania Ojców Franciszkanów
pamiętam do dzisiaj.Tam przeżywałam,czułam jak Ty ,opiekę Boga ,Najświętszej Panienki i Jej Matki Św.Anny.
Było wiele momentów w moim życiu,kiedy uciekałam się z prośbą o opiekę - prośby[oczywiście każdy by chciał ,żeby się spełniły],ale nigdy nie winiłam Boga za to,że nie wysłuchał mnie,zawsze wierzyłam i wierzę,że mogę ufać Bogu.
Ty Migaweczko przeszłaś przez te etapy ,o których w piękny sposób potrafisz pisać.
Dziękuję Ci z całego serca,a Twoje cytowane słowa oddają to ,co ja czuję,że
"Bóg okazuje swą miłość wszystkim,ale nie każdy Go słucha".
Awatar użytkownika
migaweczka
Duszek
Posty: 1778
Rejestracja: sobota, 12 maja 2007, 16:24

Re: REKOLEKCJE IGNACJAŃSKIE

Nieprzeczytany post autor: migaweczka »

Elli, dziękuję za Twoje słowa :) Bardzo się cieszę, że opis moich przeżyć był dla Ciebie ciekawy :) Dziękuję z całego serca :)
Nie gniewaj się na Teofizyka, proszę, to w rzeczywistości bardzo, bardzo dobry człowiek, tylko ten jego styl wypowiedzi... :oops:
Awatar użytkownika
teofizyk
Posty: 129
Rejestracja: czwartek, 1 maja 2008, 09:44

Re: REKOLEKCJE IGNACJAŃSKIE

Nieprzeczytany post autor: teofizyk »

Oj, migaweczko, w mysl zasady oddawania zycia za przyjaciol narazilas sie na natychmiastowe zbanowanie :( Administrator obiecal kiedys, ze gdy tylko ktos zacznie wartosciowac "dobry katolik", "zly katolik" to go od razu zbanuje... Podobnie zapewne postapi ze wszystkimi piszacymi "dobry/zly czlowiek"... Masz jeszcze szanse wyedytowac, poki nie wroci z wakacji :)

A kwestia potencjalnych sympatii i antypatii nie jest w sumie istotna. Podysuktujemy sobie w jednym temacie, nie zrozumiemy sie i przechodzimy do nastepnego :) Forumowe zycie toczy sie dalej :)

*******************
Z zainteresowaniem czytam o praktykowaniu medytacji w obrebie Kociola Katolickiego...

Z jeszcze wiekszym zainteresowaniem - o efektach tychze na wiernych. Pieciodniowe rekolekcje byly w stanie zmienic czyjas, budowana od ... ( :D ) lat wizje Boga, wizje, ktora jest absolutna podstawa osobowego zycia religijnego - a w wyniku powinna byc rowniez podstawa zycia moralnego...

Pozostanie nam teraz odczekac chwile... Zeby emocje wywolane przezyciami znikly; zeby sentymenty wyblakly... Zeby spokojnie mozna bylo dowiedziec sie o wplywie medytacji na - zycie osoby. Tego jestem nieslychanie ciekaw :) Ale "trzeba dac czas czasowi". Odczekajmy cierpliwie. Niecierpliwie dopominalismy sie o wrazenia tuz po rekolekcjach/medytacjach... Dzieki migaweczce juz je znamy, poznalismy wrecz dotykalnie; nie jestem sobie w stanie wyobrazic bardziej pelnego i bezposredniego opisu :)
Awatar użytkownika
migaweczka
Duszek
Posty: 1778
Rejestracja: sobota, 12 maja 2007, 16:24

Re: REKOLEKCJE IGNACJAŃSKIE

Nieprzeczytany post autor: migaweczka »

teofizyk pisze:Oj, migaweczko, w mysl zasady oddawania zycia za przyjaciol narazilas sie na natychmiastowe zbanowanie :( Administrator obiecal kiedys, ze gdy tylko ktos zacznie wartosciowac "dobry katolik", "zly katolik" to go od razu zbanuje... Podobnie zapewne postapi ze wszystkimi piszacymi "dobry/zly czlowiek"... Masz jeszcze szanse wyedytowac, poki nie wroci z wakacji :)
Napisałam tylko to, co czuję. Amen. Jeśli za to może grozić ban, to trudno :)
teofizyk pisze:Z zainteresowaniem czytam o praktykowaniu medytacji w obrebie Kociola Katolickiego...

Z jeszcze wiekszym zainteresowaniem - o efektach tychze na wiernych. Pieciodniowe rekolekcje byly w stanie zmienic czyjas, budowana od ... ( :D ) lat wizje Boga, wizje, ktora jest absolutna podstawa osobowego zycia religijnego - a w wyniku powinna byc rowniez podstawa zycia moralnego...
Nie całkowicie zmieniły, a jeśli tak się wyraziłam, to był to skrót myślowy. Uzupełniły, pogłębiły, zmieniły pewne aspekty, pewne sprawy, które "mi się pomyliły" (to taki zwrot ojca prowadzącego konferencje, bardzo mi przypadły te słowa do gustu).
teofizyk pisze:Pozostanie nam teraz odczekac chwile... Zeby emocje wywolane przezyciami znikly; zeby sentymenty wyblakly... Zeby spokojnie mozna bylo dowiedziec sie o wplywie medytacji na - zycie osoby. Tego jestem nieslychanie ciekaw :) Ale "trzeba dac czas czasowi". Odczekajmy cierpliwie. Niecierpliwie dopominalismy sie o wrazenia tuz po rekolekcjach/medytacjach... Dzieki migaweczce juz je znamy, poznalismy wrecz dotykalnie; nie jestem sobie w stanie wyobrazic bardziej pelnego i bezposredniego opisu :)
Ano, zobaczymy :)
Inna sprawa - nie traktuję tego, co przeżyłam, jak sentymenty. Znów blokujesz wszelką świadomość zasadności istnienia emocji.
Awatar użytkownika
teofizyk
Posty: 129
Rejestracja: czwartek, 1 maja 2008, 09:44

Re: REKOLEKCJE IGNACJAŃSKIE

Nieprzeczytany post autor: teofizyk »

migaweczka pisze: Inna sprawa - nie traktuję tego, co przeżyłam, jak sentymenty. Znów blokujesz wszelką świadomość zasadności istnienia emocji.
Gwoli wyjasnienia tylko - rowniez nie traktuje tego co przezylas jako sentymenty, tylko jako doznania z pogranicza rozumu i wiary. Konkterne doswiadczenie. Natomiast podejrzewam, ze doswiadczenie to ma takze wartosci sentymentalne, ktore sa tylko nastepstwem konkretnego doswiadczenia.

Doswiadczenie pozostanie doswiadczeniem a sentymenty wyblakna. Mam przynajmniej taka nadzieje :D

A emocje? Sa elementem naszego zycia... Podobnie jak wiele innych rzeczy, jak przyjemnosc, bol, etc.... I juz... Co nie znaczy ze nalezy je ubostwiac :)

Kiedy planujesz dalszy ciag rekolekcji?
Awatar użytkownika
migaweczka
Duszek
Posty: 1778
Rejestracja: sobota, 12 maja 2007, 16:24

Re: REKOLEKCJE IGNACJAŃSKIE

Nieprzeczytany post autor: migaweczka »

teofizyk pisze:Kiedy planujesz dalszy ciag rekolekcji?
Jeśli Bóg pozwoli, za rok, w wakacje. Powinno się kontynuować je właśnie w takim odstępie czasu, choć ojciec mówił, że jeśli ktoś odczuwa potrzebę wcześniej, to nie widzi przeciwwskazań, byle termin był. Ponieważ u mnie inny termin nie wchodzi w grę, planuję dalszy ciąg w kolejne wakacje, a co z tego wyjdzie, zobaczymy :)
ODPOWIEDZ