img
str. 60
Styczeń-Luty 2022 r.
Wolanie z Wolynia nr 1 (164)
Życie minionej zimy, bylonadto, burz-
ciólmi i odjeżdża. Ojciec i syn, znowu
liwe. Żyl, nerwami. Choroba go zlożyla,
razem. Idą, znajomą drogą, lasami, pia-
jak skladany nożyk, i wlożyla do kiesze-
skami. Ojciec, opowiada o tym, co tu się
ni, na odpoczynek. Teraz oto, on wydrapal
dzialo, za jego mlodych lat. Wolodźko wi-
się na świat Boży, i znalazl go, jak zawsze,
dzi, jak świecą się jego oczy, przy wspo-
nieublaganie dobrym. I choć jego nogi,
mnieniach o tych dawnych czasach, gdy
jeszcze slabe, choć ręce cienkie i biale,
wszystko zaczynalo kwitnąć.
jak z wosku, choć oczy, zapadly się pod
Tylawka, wydala się Wolodźce, obcą.
czolo, i stamtąd poczynają na nowo się
Tyle przeżywal, że nie bylo czasu o tym
świecić, a cala jego istota, jak spragniona
myśleć. Oto ojciec i matka.
wody, pragnie znowu żyć, znowu biegać,
Ależ on, wyrósl, ­ mówią Nastii, są-
znowu się dziwić. Nerwy jego, oslabione
siadki. ,,Prawdziwy" panicz. Nastia, ta-
i nadmiernie, wrażliwe. Dusza, niespokoj-
jemniczo się uśmiecha. W jej szarych,
na, glodna. Ona, wyraźnie widzi dalekie,
glębokich oczach, wyraźnie świecą się
niezbadane światy i pragnie tam wypusz-
iskierki, szczególnej radości. Czemu, nie.
czać, srebrnoskrzydle latawce, aby odkry-
Czemu jej syn, nie móglby wyglądać, jak
wać, poznawać i stawiać na nich, swój ja-
panicz. Tylko szkoda, że on jakoś, unika
skrawy, sloneczny, proporzec zwycięstwa.
cerkwi. Myślala: wyrośnie, nauczy się pi-
I wszystko, ona tak rozumie i wie.
sać i czytać, pójdzie w niedzielę do cerkwi
Wszystko, wpada w oczy, rośnie razem
i przed calym światem, przeczyta ,,Apo-
z marzeniem i jawą, wychodzi znowu na
stola" tak, że i sam diak, mu nie dorówna.
świat czynem, slowem.
I ot, wyrósl. Jeszcze nie wąsaty, ale po-
Wiosna, wszystko opanowala. Pole,
szedl do góry... Panoczku, Panoczku! Nie
pokrylo się siewem, rosą. Idą szczęśli-
spuść go, ze swego Bożego oka.
we, krótkie dni. Ludzie i ptaki, jednako-
Gdy Wolodźko idzie przez wieś, na-
wo wolni, i nie wiadomo, gdzie koniec, a
wet starzy mężczyźni, witają go z powa-
gdzie początek.
gą. Widać, że czymś różni się, od resz-
A co robi ojciec? ­ pyta siebie Wolodź-
ty chlopców. Dawni jego koledzy i kole-
ko. Czy on naprawdę, powiedzial Wasylo-
żanki unikają go, omijają. A i on, calkiem
wi ­ ,,idź i walcz!?" Wprost, nie do wiary.
przestal z nimi rozmawiać. Zobaczyl raz
Ach, ten ojciec... Jak ­ jej Bogu ­ kiedyś
Hankę. Podrosla i wydoroślala, ale obo-
i teraz... Urodzil się, taki czlowiek. Caly
jętnie przywital ją, i poszedl dalej. No, co
wiek, dzień po dniu, myśli i tworzy, myśli
z nią poczniesz?.. W nim, pelno Derma-
i tworzy. I rosną budynki, sady, lany psze-
nia. Chodzi w pole, wyprowadza paść ko-
nicy. Rodzą się nowi ludzie. Cudowne
nie, czyta różne książki. Czuje w sobie, ja-
moje, dobre moje życie! Kiedyś, dorosnę
kąś podróżniczą ciekawość. Nawet, opa-
i zbuduję wielką świątynię. Nazwętym
nowala go jakaś duma. Przy spotkaniu z
samym slowem, i niech sobie ludzie przy-
ludźmi, zachowuje się nie tak, jak kiedyś:
chodzą i podziwiają, za darmo. Przyjem-
prosto, naturalnie. Mimowolnie, postawa
nie jest, gdy wszyscy się uśmiechają i mó-
jego nabiera jakiejś sztuczności...
wią: pięknie. Bardzo pięknie! I to slońce,
On, wszystko to rozumie, i wie, że
tam pod kopulą...Nie! To, moi mili, na-
to źle, ale jak ma być. Taki dziwny czas.
prawdę piękne!
Jedno coś, zgubil, a drugiego, nie znalazl.
Na Zielone Święta, znowu przyjechal
W glowie, sporo zostalo. Świat, też spo-
Matwiej. Wolodźko, żegna się z przyja-
ro, się poszerzyl. Od Dniepru, do Ama-